Ale rzecz z drugiej strony rozpatrując, a filozofowie zawsze problem dogłębnie rozważać nakazywali, jako i stary Ksenofontus, którego grammaticusem zwano, i do którego szkoły niegdyś uczęszczał, kto wie czy moc Helleńskich Bogów sięga w te kraje. Przecież kraj każdy swych bogów ma i oni tam władają, a jako i moc naszego cesarza do Partii nie sięga, co widać choćby i po tym, że Boski Cezar bardzo długo nie mógł króla ichniego skłonić aby mu orły legionowe wydał, które to orły jeszcze Antoniusz był stracił. Tak też moc partyjskiego króla choć silny on wielce Rzymu nie sięga, bo znał kiedyś pewnego Pakorusa, który z dworu królewskiego uciekł i na terenie imperium naszego mieszkał. Tak też może i z bogami być. Więc zamiast Hermesowi, może lepiej było tutejszym ofiarę złożyć, bo to w końcu oni tu władają.
Tak pewnie powiedziałby filozof. Być może i stary grammaticus Ksenofont też zdanie miałby podobne, choć nie koniecznie bo przecież powiadają że prędzej zegary pogodzić się mogą niż filozofowie z których każdy zawsze na ten sam temat inne poglądy ma. Ale mówić łatwo a jak tego dokonać. Ani bogów tutejszych znał, ani wiedział jak ofiary im składać. Nic to, w osadach mają tu czasem Janusa posąg, co prawda twarzy ma cztery a nie dwie, ale cóż po barbarzyńcach spodziewać się można, może im się coś przy liczeniu pomyliło. Także więc temu Janusowi ofiarę warto by złożyć. Bo w końcu Janus bóg to silny, a i Italia powiadają pod panowaniem jego niegdyś dobrze się rozwijała. Prawda to, że Jowisz władzę mu odebrał, ale właśnie może wtedy Janus, w Italii panować nie mogąc, w te dalekie kraje się wybrał, i tu dla Jowisza zmylenia cztery twarze zamiast dwóch przybierając dalej władał spokojnie. Pewnikiem tak być musiało.
Lecz dwugłowemu vel czterogłowemu bogu ofiary nie złożył. Dręczyło go to, bo kto wie jaką moc dziwni bogowie północy mają. Lecz cichy poszum wody spadającej po liściach w miarowym stukocie deszczowej fali targanej jak łódź między Scyllą a Charybdą wiatru podmuchami i fali wysokiej szaleństwem przedziwnym. Wiat z zachodu wiał i gdyby to w Grecji było, to łagodną miałby postać którą Zefirem zwano, wiatr ten, który ochładzał twarz, gdy po dniu pełnym trudu ktoś nad Eurotasu wodami pod drzewem oliwnym leżał. Lecz ten wiatr, dziwny wiatr północnego kraju choć z zachodu wiał nijak Zefira z jego lekko rozpostartymi skrzydłami twarz muskającego nie przypominał. A lodowatą swą przenikliwością Boreaszowi podobnym się ukazywał. A Boreasz zimy i burzliwy północnym wiatrem władający może w tej krainie innych wygnał wiatru bogów i sam tylko ze wszystkich stron na wszystkie strony rydwanem swym na chmurach gnał pędząc po niebie szarobure obłoki skłębione niewysoko nad ziemią.
Jechał, powolny krok konia i stukot na leśnej ścieżce przy lekko gdzieś w oddali rozbłyskujących piorunach zdawał się jak cień, który między drzewami przemyka i gdyby ktoś widział jeźdźca i konia jego za Hekate by go mógł uznać. Płaszcz, ten płaszcz który purpurowy był jeszcze wtedy gdy Dunaj przekraczał by Żelazną Bramą na północ podążyć teraz miał barwę, którą trudno by od ziemi odróżnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz