O dwóch źródłach życzliwości wobec świata i ich konsekwencjach, czyli refleksje o optymizmie, pesymizmie, sensie świata oraz pewnym stwierdzeniu w książce Krawczuka niegdyś wyczytanym
Tytuł dzisiaj dałem iście barokowy w stylu, jak z czasów jakiegoś wieku XVII gdzie tytuły ksiąg tasiemcowe nieraz się ciągnęły, wręcz myślałbyś bez końca. Acz po łacinie nie chciało mi się całego pisać J.Ale do rzeczy przejdźmy ad rem.
1. Zdanie Krawczuka na temat optymizmu i pesymizmu
Kiedyś swego czasu w jednej z książek Aleksandra Krawczuka przeczytałem takie bardzo fajne stwierdzenie o tym skąd wzięła się taka chcę do piękna i chęć do życia wyłaniająca się z dzieł antyku. Stwierdzenie, które bardzo zapadło mi w pamięć.
Krawczuk pisze, że ludzie antyku byli przekonani, ze wiek złoty już minął i w związku z tym wszystko do coraz gorszego zmierza, a bogowie tylko bawią się ludźmi. Jednak z tego bierze się wiośniana radość życia, promieniejąca z dzieł antyku.
I teraz już cytując dosłownie „kto wychowany jest optymistycznym przekonaniu, że świat ma sens i rozwija się ku lepszemu, wciąż spotyka się w swym życiu osobistym, codziennym przy próbie interpretacji dziejów z okropnością bezsensownych czynów i zjawisk. Musi więc stwierdzić, że piękna teoria mija się z praktyką i doświadczeniem. I tak podświadomie z optymisty staje się kimś rozczarowanym, zgorzkniałym, zniechęconym. Całkiem inaczej ma się rzecz z pesymistą. Wie, ze wiek złoty odszedł bezpowrotnie. Wie, że musi być coraz gorzej. Ze zdziwieniem wszakże stwierdza: nie ejst jeszcze tak źle, to i owo toczy się wcale dobrze, więc jest się z czego cieszyć”.
A teraz czas na moją interpretację i rozwiniecie tego twierdzenie na przykładzie znajdujących się w temacie dwóch źródeł życzliwości wobec świata
2. Konsekwencje nadmiernego optymizmu
Często przyczyną naszej niechęci do ludzi i tego, że z biegiem czasu stajemy się coraz gorsi i przestajemy wierzyć w innych ludzi jest to, że zawodzimy się na różnych osobach. A to że się zawodzimy wynika z naszych negatywnych doświadczeń i paradoksalnie naszego nadmiernego huraoptymizmu. Ten radosny i nadmierny optymizm w zderzeniu z realnym światem prowadzi do bardzo negatywnych skutków i często z biegiem czasu zamienia się w soje przeciwieństwo.
Bardzo wiele osób narzeka zwłaszcza, że na przykład robimy coś dla kogoś a potem on nam nie jest wdzięczny albo jeszcze co gorsz odpłaca złem za dobro. Gdzie wszakże tkwi błąd takiego rozumowania. Błąd tkwi w tym, że nie ma sensu postępować dobrze po to, aby ktoś za to nam odpłacił. To kompletnie irracjonalne i idiotyczne. Tak naprawdę jedyną przyczyną, dla której powinniśmy starać się postępować dobre lub być dla innych życzliwi jest nasze własne dobre samopoczucie. W pewnym sensie zaspokajanie w ten sposób swego własnego Ja.
W pierwszej chwili może się to wydawać idiotyczne. Bo taka postawa może się wydać bliska samolubstwa. Przecież wtedy, nawet, gdy robimy np. coś dla kogoś to tak naprawdę robimy to dla siebie, czyli z czysto egoistycznych pobudek. Ale czy naprawdę tak jest? Przecież ten, co robi coś dla innych aby ci inni mu za to odpłacili jest jeszcze bardziej egoistyczny.
Tyle że wtedy jego samopoczucie i jego potrzeba (egoistyczna potrzeba) zależy od innych. Jeśli inni za to odpłaca dobrym taka osoba jest zadowolona, jeśli nie (co częściej w praktyce ma miejsce) zadowolona nie jest tylko się frustruje, a z biegiem czasu popada w to co wynika z przedstawionej myśli Krawczuka, czyli zaczyna nie lubić ludzi, zaczyna uznawać że nie warto robić nic dla kogoś bo to nie ma sensu. I cóż się okazuje – okazuje się iż z pełnego zapału radosnego optymisty z biegiem czasu zamieniamy się w zgorzkniałego pesymistę, pełnego żalu do całego świata wokół nas.
3. O zaletach umiarkowanego pesymizmu
Zobaczymy natomiast sytuacje odwrotną, gdy coś robimy dobrze, np. jesteśmy dla kogoś życzliwi tylko dla własnej czystej satysfakcji. Wynika to w dużej mierze także z naszego pesymizmu. Ponieważ nie spodziewamy się wiele dobrego po innych to trudno liczyć, aby nam czymś dobrym odpowiedzieli. W takim przypadku własna satysfakcja jest całkowicie niezależna od tego co druga osoba zrobi i jak się zachowa. I wtedy jesteśmy znacznie bardziej zadowoleni, nie mamy poczucia, ze zrobiliśmy coś i nie z tego nie mamy – jak to nie mamy - mamy satysfakcję, mamy można powiedzieć wzrost poczucia własnego Ja.
A inne rzeczy, czy też korzyści? A inne wbrew pozorom też często są, ale one stają się wtedy tylko dodatkiem. Dodatkiem a więc nasze dobre samopoczucie nie zależy zupełnie od tego czy ktoś nam za to odpłaci dobrym czy złym. Jest to tylko mało istotny dodatek, szczegół. Ważne jest tylko to, ze samemu zachowało się tak, jak uważało się za słuszne. Doszliśmy w tym przypadku to starej zasady że człowiek jest miarą wszystkich rzeczy, istniejących, że istnieją i nieistniejących że nie istnieją.
Co więcej nie zakładając, że z życzliwej postawy wobec innych będziemy cos mieli, przychodzi nam od czasu do czasu mile się rozczarować, bo okazuje się, że nie wszyscy są źli. A wtedy znów zgodnie z omawianym tutaj zdaniem z biegiem czasu zaczniemy postrzegać świat coraz lepiej. Nie dobrze mając oczywiście świadomość wszystkich jego negatywów, jednak nasza postawa ewoluuje powoli w stronę większego optymizmu niż niegdyś.
4. Konkluzja
Jako podsumowanie wydaje mi się, że w starciu naszych poglądów i postępowania z realnym światem daje się zaobserwować tendencję do takiej przemiany człowieka z biegiem lat (oczywiście ta przemiana nie jest jakąś koniecznością, nie musi zajść, te dwie postawy nie wyczerpują też wszystkich możliwości, jakie być mogą, ale ponieważ spotkałem się osobiście z wieloma takimi przypadkami, myślę, że sporo tłumaczą).
radosny optymista zamienia się w zgorzkniałego pesymistę
umiarkowany pesymista zamienia się w umiarkowanego i lekko sceptycznego optymistę
Tytuł dzisiaj dałem iście barokowy w stylu, jak z czasów jakiegoś wieku XVII gdzie tytuły ksiąg tasiemcowe nieraz się ciągnęły, wręcz myślałbyś bez końca. Acz po łacinie nie chciało mi się całego pisać J.Ale do rzeczy przejdźmy ad rem.
1. Zdanie Krawczuka na temat optymizmu i pesymizmu
Kiedyś swego czasu w jednej z książek Aleksandra Krawczuka przeczytałem takie bardzo fajne stwierdzenie o tym skąd wzięła się taka chcę do piękna i chęć do życia wyłaniająca się z dzieł antyku. Stwierdzenie, które bardzo zapadło mi w pamięć.
Krawczuk pisze, że ludzie antyku byli przekonani, ze wiek złoty już minął i w związku z tym wszystko do coraz gorszego zmierza, a bogowie tylko bawią się ludźmi. Jednak z tego bierze się wiośniana radość życia, promieniejąca z dzieł antyku.
I teraz już cytując dosłownie „kto wychowany jest optymistycznym przekonaniu, że świat ma sens i rozwija się ku lepszemu, wciąż spotyka się w swym życiu osobistym, codziennym przy próbie interpretacji dziejów z okropnością bezsensownych czynów i zjawisk. Musi więc stwierdzić, że piękna teoria mija się z praktyką i doświadczeniem. I tak podświadomie z optymisty staje się kimś rozczarowanym, zgorzkniałym, zniechęconym. Całkiem inaczej ma się rzecz z pesymistą. Wie, ze wiek złoty odszedł bezpowrotnie. Wie, że musi być coraz gorzej. Ze zdziwieniem wszakże stwierdza: nie ejst jeszcze tak źle, to i owo toczy się wcale dobrze, więc jest się z czego cieszyć”.
A teraz czas na moją interpretację i rozwiniecie tego twierdzenie na przykładzie znajdujących się w temacie dwóch źródeł życzliwości wobec świata
2. Konsekwencje nadmiernego optymizmu
Często przyczyną naszej niechęci do ludzi i tego, że z biegiem czasu stajemy się coraz gorsi i przestajemy wierzyć w innych ludzi jest to, że zawodzimy się na różnych osobach. A to że się zawodzimy wynika z naszych negatywnych doświadczeń i paradoksalnie naszego nadmiernego huraoptymizmu. Ten radosny i nadmierny optymizm w zderzeniu z realnym światem prowadzi do bardzo negatywnych skutków i często z biegiem czasu zamienia się w soje przeciwieństwo.
Bardzo wiele osób narzeka zwłaszcza, że na przykład robimy coś dla kogoś a potem on nam nie jest wdzięczny albo jeszcze co gorsz odpłaca złem za dobro. Gdzie wszakże tkwi błąd takiego rozumowania. Błąd tkwi w tym, że nie ma sensu postępować dobrze po to, aby ktoś za to nam odpłacił. To kompletnie irracjonalne i idiotyczne. Tak naprawdę jedyną przyczyną, dla której powinniśmy starać się postępować dobre lub być dla innych życzliwi jest nasze własne dobre samopoczucie. W pewnym sensie zaspokajanie w ten sposób swego własnego Ja.
W pierwszej chwili może się to wydawać idiotyczne. Bo taka postawa może się wydać bliska samolubstwa. Przecież wtedy, nawet, gdy robimy np. coś dla kogoś to tak naprawdę robimy to dla siebie, czyli z czysto egoistycznych pobudek. Ale czy naprawdę tak jest? Przecież ten, co robi coś dla innych aby ci inni mu za to odpłacili jest jeszcze bardziej egoistyczny.
Tyle że wtedy jego samopoczucie i jego potrzeba (egoistyczna potrzeba) zależy od innych. Jeśli inni za to odpłaca dobrym taka osoba jest zadowolona, jeśli nie (co częściej w praktyce ma miejsce) zadowolona nie jest tylko się frustruje, a z biegiem czasu popada w to co wynika z przedstawionej myśli Krawczuka, czyli zaczyna nie lubić ludzi, zaczyna uznawać że nie warto robić nic dla kogoś bo to nie ma sensu. I cóż się okazuje – okazuje się iż z pełnego zapału radosnego optymisty z biegiem czasu zamieniamy się w zgorzkniałego pesymistę, pełnego żalu do całego świata wokół nas.
3. O zaletach umiarkowanego pesymizmu
Zobaczymy natomiast sytuacje odwrotną, gdy coś robimy dobrze, np. jesteśmy dla kogoś życzliwi tylko dla własnej czystej satysfakcji. Wynika to w dużej mierze także z naszego pesymizmu. Ponieważ nie spodziewamy się wiele dobrego po innych to trudno liczyć, aby nam czymś dobrym odpowiedzieli. W takim przypadku własna satysfakcja jest całkowicie niezależna od tego co druga osoba zrobi i jak się zachowa. I wtedy jesteśmy znacznie bardziej zadowoleni, nie mamy poczucia, ze zrobiliśmy coś i nie z tego nie mamy – jak to nie mamy - mamy satysfakcję, mamy można powiedzieć wzrost poczucia własnego Ja.
A inne rzeczy, czy też korzyści? A inne wbrew pozorom też często są, ale one stają się wtedy tylko dodatkiem. Dodatkiem a więc nasze dobre samopoczucie nie zależy zupełnie od tego czy ktoś nam za to odpłaci dobrym czy złym. Jest to tylko mało istotny dodatek, szczegół. Ważne jest tylko to, ze samemu zachowało się tak, jak uważało się za słuszne. Doszliśmy w tym przypadku to starej zasady że człowiek jest miarą wszystkich rzeczy, istniejących, że istnieją i nieistniejących że nie istnieją.
Co więcej nie zakładając, że z życzliwej postawy wobec innych będziemy cos mieli, przychodzi nam od czasu do czasu mile się rozczarować, bo okazuje się, że nie wszyscy są źli. A wtedy znów zgodnie z omawianym tutaj zdaniem z biegiem czasu zaczniemy postrzegać świat coraz lepiej. Nie dobrze mając oczywiście świadomość wszystkich jego negatywów, jednak nasza postawa ewoluuje powoli w stronę większego optymizmu niż niegdyś.
4. Konkluzja
Jako podsumowanie wydaje mi się, że w starciu naszych poglądów i postępowania z realnym światem daje się zaobserwować tendencję do takiej przemiany człowieka z biegiem lat (oczywiście ta przemiana nie jest jakąś koniecznością, nie musi zajść, te dwie postawy nie wyczerpują też wszystkich możliwości, jakie być mogą, ale ponieważ spotkałem się osobiście z wieloma takimi przypadkami, myślę, że sporo tłumaczą).
radosny optymista zamienia się w zgorzkniałego pesymistę
umiarkowany pesymista zamienia się w umiarkowanego i lekko sceptycznego optymistę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz