niedziela, 12 lutego 2012

LVII. Lycanthropus V

Zmarznięta dłoń powoli przesuwała się nad pulpitem, ozdobnym wymyślnymi figurami, przedziwne harce jakoweś wyprawiającymi które przyjmowały jednorożca kształt lub może innego ornamentu liniami zawiniętymi przyozdobionego. Przesunął ją wolno tak, aby atrament z pióra na rozłożoną kartę nie wycieknął i odłożył do kałamarza. Ziąb był straszny i trudno było obowiązek skryby spełniać, ale spełniał go z zapałem, gdyż historia którą napotkał była dziwna i wciągająca. Pierwszego dnia gdy w jednej z bocznych sal klasztornej biblioteki znalazł tę księgę poczuł jakby coś go kusiło, jakby jakiś cichy, ale nieprzeparty głos mówił – aperi, aperi librum.

Podszedł otworzył czytać zaczął i jak św. Augustym głos tolle lege do niego mówiący gdy usłyszał, księgę wziąwszy zagłębił się w lekturę jej. Historia była stara i czasów rzymskich dotyczyła opowiadała dzieje wędrowca dziwnego wędrowca z dalekiego kraju, który przybył w okoliczne wzgórza. Historia o mocach przedziwnych i rzeczach uwierzenia trudnych opowiadała. Zwłaszcza, że sam nieraz w górach bywał i nic z tego co w księdze czytał nigdy go nie spotkało, nic też podobnego na oczy nigdy nie widział. Owszem góry jak góry wzgórza ledwo, skały w nich dziwne, jaskinie rozległe podobno jak miejscowi chłopi powiadali, ale złego ducha żadnego w okolicy nie bywało. A jeśli nawet kiedyś bywał, to już dawno jak tylko kościoły na ziemi tej zaczęto budować duchy wygnane zostały i śladu po nich nie zostało.

Historia mogłaby się wydawać głupia gdyby nie jedna sprawa. Nazwisko mnicha, który ją spisywał. Brat Maciej. Żył on podobno kiedyś w tym klasztorze i wiele lat spędził w celi na dole, w której mu tylko jedzenie drewnianym kołowrotem opuszczano, świata całego się wyrzekłszy. A brat Maciej dziwny to był mnich, który dnia pewnego, tak kroniki mówiły, skąd nie wiadomo do klasztoru przybył. A potem, tu też czemu historia nic nie mówi, ponad lat 20 w celi na dole sam przebywał. Modląc się jedynie i historię tą spisując, którą znalazł.

I jak już powiedziane zostało, znalezioną księgę otworzył, a tam na karcie ze starości pomiętej, pożółkłej, kolorowe rysunki i choć karty wypłowiałe to wyraźnie widać na nim drogę było w stronę gór wiodącą, a kto widział ją na żywo to poznać i mógł z rysunku. I po prawej stronie drogi buki trzy stały, ot tam gdzie teraz kapliczka niewielka nad źródłem wzniesiona została. Deszcz także brat Maciej na karcie wymalował, przez który szybko koniem człek jakiś w stroju rzymskim jechał, w wyższej zasię części rysunku góry namalowane były, a ponad nimi, tam gdzie cień chmur się zaczynał, głowa jakaś. Dreszcz wstrząsnął mnichem. Szybkim ruchem zamknął księgę i pospiesznie wybiegł z biblioteki. Nigdy, nigdy więcej już do nie nie zajrzy myślał, lecz wielu w wolną wolę człeka wątpiąc sądzi, że wszystkie czyny ludzkie z góry postanowione są a choć wiedzieć nie podobna czy rację mają czy też błądzą, mnich jeszcze do księgi starej wielokrotnie miał wracać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Link within

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...