Mokre włosy rozwiewał na boki zachodni wiatr a skały widoczne przed jeźdźcem zbliżały się jakby jakaś upiorów gromada, od demonów tym się różniące jedynie że nieruchome, jakby wolały na zdobycz czekające jak krokodyl jakowyś, niż na geparda kształt za nią po polu ganiać przywykłe. Lecz to złudzenie jedynie i myśli wytwory dziwne, bo skała martwym głazem będąc jedynie nic nikomu zrobić nie może. Choć przecie gdy pod nią obozujesz lub śpisz spokojnie zmęczony świtu oczekując spaść jaki ułomek na głowę może i życia pozbawić. I jak to skała skoro zabić cię może to żywa nie jest? Lecz przecież wiemy, że skała martwa naturą zwana nic sama z siebie bez udziału inszego czegoś robić nic nie może. A właśnie inszego. Czyli kto inszy skałę na łeb wyimaginowanego wędrowca zrzucił? Może to chochlik jaki albo czart wychynąwszy z otchłani za skałą się zasadza wędrowca oczekując i gdy ten pod skałą spokojnie leży na głowę mu kamień tocząc śmiechem pod niebo się zatacza.
Lecz głupota to myśleć czarty nic innego robić nie mają jeno na durnia czekać co pod skałą leżeć będzie. To by taki czart nieraz i miesięcy wiele czekać musiał To by mu zbrzydło po dniu kilku. A po co on by tam siedzieć miał, toż innego sposobu złego czynić nie ma, tylko jak ten drzewa pień miesiącami stać i czekać. Ale może i czart jakoś wędrowca wabi? Precz głupcze, czartów nie ma żadnych a skalę wiatr po prostu na głowę wędrowca zrzuca bo wielce on się sroży okrutnie? Kto się sroży? Wiatr mówię przecież. A kto tym wiatrem powoduje chyba rozważyć nam przyjdzie. Bo przecież watr ów sam nie wieje, może to właśnie czart ten o którym my chwilę temu gadali dmucha i stąd wiatry się biorą.
Toż jeszcze większe szaleństwo myśleć, że bies nie tylko za skałą czeka to jeszcze dmucha aby ona spadała, zaraz rzekniesz, że to wiatry z brzucha biesa onego? A kto go tam wie może i tak? Co tym tam wiesz. Filozofowie powiadają, że wiatr w sposób naturalny się tworzy a nie żadne do biesy czy też inne dziwadła dmuchając go powodują.
Aż przetarł oczy ze zdziwienia, myślową rozmowę z głową własną a może homunkulusem jakowymś, który w niej tkwi jak niektórzy powiadają, który to homunkulus człowiekiem powoduje w głowie jego osobliwie przebywając, tocząc nagle coś na ścieżce tam, gdzie las zaczyna się zobaczył.
Lecz to co ujrzał tak dziwne było, że chyba gdyby nawet sama Hekete wyjąc rozgłośnie na dróg rozstajach, jako jej zwyczaj, lub Cerber wycieczkę sobie z Hadesu urządzając na ścieżkę tę wylazł zdziwiłoby to Kwintusa mniej. Bo w końcu spotkać zło jakoweś w starym lesie i górach to rzecz dziwna ale przecież jest wielu którym się to już przytrafiło, ale to? Było to dziwne, by nie rzec miraculum jakoweś. Miraculum, które ujrzawszy człowiek nie wie czy to co widzi snem jest już czy jawą jeszcze.
I gdyby kiedyś w wędrówkach swych do kraju dalekiego Sina zwanego dotarł, choć niemożliwym to jest, ale w onirycznych widzeniach wszystko przecież możliwym być może, to mógłby myśli filozofa owego Czuang Tsy zwanego przeczytać. A on zaś rzecze, że razu pewnego zasnął i we śnie motyla ujrzawszy zbudził się. I od tegoż momentu nie wie tenże Czuang Tsy czy on śnił, że motyla ujrzał, czy też ziemia cała i filozof Czuang Tsy snem motyla są, a gdy się zbudzi motyl ów niczego nie będzie i świat cały jak mara jakowaś i widziadło przedziwne odpłynie i w nicość się rozpuści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz