Ponieważ znowu zebrała mnie ochota na snów spisywanie postanowiłem przekopiować dwie notki z poprzedniego bloga gdzie o motywach moich w tym zakresie i pewnych uwagach faktowi temu towarzyszących wyjaśniam.
Ostatnimi czasy spodobał o mi się opisywanie swoich snów po łacinie. Jest to zawsze ciekawy materiał do pisania, bo każdy sen tworzy zbór obrazów dziwnych, jakby w najdzikszy sposób przemieszanych, coś na kształt impresjonistycznego obrazu, z plamek niewielkich na płótno rzucanych się składającego. Które, gdy z bliska patrzysz jakiś dziwaczny, niezwykły galimatias barw i kształtów przedstawiają, pozornie sensu kompletnie pozbawiony i jakby nakreślony ręką szaleńca, który resztki ostatnie rozumu postradawszy najdziksze brednie bagrze. Jednak, gdy na ten sam impresjonistyczny obraz z dali spojrzysz widzisz, że sens ma on swój i że to co z pozoru bazgrołami szaleńca się zdawało jest na ten przykład obrazem pięknej katedry jak w obrazach Moneta, albo też wschodem słońca pojawiajacego się na horyzoncie na tle małej łódki.
I tak też sny, gdy każdy obraz z bliska analizujesz sensu nijak nie mają, przypominają często jak w tych obrazach impresjonistów dzikie plamy ręką maniaka po białej powierzchni rozrzucone. Ale, gdy z dali im się przyjrzeć, gdy powiązań między obrazami szukać z czasu perspektywy i dystans do nich zachowując, okazuje się że często sens w nich niezwykły jest zaklęty, jak ta mrówka uwięziona w ziarenku bursztynu, która jak żywa przez błyszczące się ściany przeziera, choć przecie lat już tysiące nie żyje.
Również często obrazy snów wszelkich, jakie się w głowie roją, gdy mózg się wyłącza, i jak w kotle wielkim wszystkim co w nim się mieści miesza, jakby w garnku, w którym kto jaki obiad gotuje. I zawsze podobało mi się te obrazy analizować i nad nimi zastanawiać. I choć nie zawsze one prawdę wieszczą, a jeśli nawet to często bardzo ona jest pokrętna, to z drugiej strony miałem i tak nieraz, że śniły mi się zdarzenia przyszłe jak żywe i one potem faktycznie się zdarzyły dokładnie tak jak w dziwnych snu obrazach. Ale nawet i wtedy, gdy nic takiego miejsca nie ma samo zastanawianie się nad nimi daje przyjemność jakąś przedziwną.
A przecież jeszcze większą przyjemność niż rozważanie dziwów tych daje próba spisania ich w martwym języku, który w piśmie jedynie poza zawodowcami grupa dziwaków używa. A korzyści z tego spisania w języku owym, łacińskim widzę rozliczne. Bo po pierwsze i najoczywistsze łacinę wtedy można sobie poćwiczyć, na temacie, ciekawym, nudy pozbawionym, dającym różne możliwości tak opisu jako i ich interpretacji. Po drugie, samo to, że sny owe spisać pragniesz powoduje, że lepiej je pamiętasz, i zamiast zapomnieć zaraz po obudzeniu, gdzieś tam dzień cały w głowie ci się kołaczą, jakby jakiś homunkulus gdzieś w głębi głowy twej krzyczał "opisz mnie, opisz mnie" ;) I nawet kiedyś w książce pewnej ćwiczeniu pamięci poświęconej wyczytałem, że próba spisywania swych snów, a w celu tym ich pamiętania jest jednym z ćwiczeń, które pamięć pono poprawić mogą.
Jest wszak jeszcze korzyść trzecia snów owych po łacinie pisania. Bo gdy je opiszę, to zawsze w przyszłości wrócić do nich mogę co może być ciekawym doświadczeniem, bo przecież o ile nawet po obudzeniu sen pamiętać łatwym nie jest, to któż sny swe sprzed roku, dwóch czy trzech pamiętać radę daje. Może poza kilkoma, które jakoś osobliwie w pamięć zapadły, bo na ten przykład szczególnie dziwne były lub okazały się prawdziwe. Tak też i ciekawym musi być to bo jako, że do impresjonistów obrazów sny porównałem, tak i jako i w nich jedna plamka sensu nie ma a wiele ich piękny obraz tworzy tak i tu zebranie wielu plamek - obrazów przedziwnych, obraz całości dać nam może. I choć obraz ten to tylko fantazmata w dziwnych zakamarkach umysłu się rojąca, to i tak spojrzeć nań po czasie interesującym być się okazuje.
I wreszcie do przyczyny ostatniej tegoż snów po łacinie pisania przejść warto. Bo przecie po co komu moje sny czytać :D. Gdybym po polsku je pisał, za wiele osób by może to przeczytało a na co im to. A tak pisząc po łacinie może zaledwie kilka osób co tu czasem wejdzie jest w stanie zrozumieć co ja tam sobie opisuję :) Bo łacina to nie język nowożytny, tu na dzień dzisiejszy żadnego translatora nie ma, aby sobie tekst, nawet nie dokładnie ale w ogólności automatycznie, bez znajomości języka tego na swój język ojczysty przetłumaczyć.
I tak oto te korzyści cztery, jak filary mury katedry średniowiecznej podtrzymujące, moją chęć do snów po łacinie spisywania podtrzymują. I tak też dziś sen kolejny, który nocy poprzedniej śniłem opiszę. Który to sen z dwóch obrazów się składał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz