poniedziałek, 19 marca 2012

CCXXV. Wilki w lesie

Nocą głuchą, gdy księżyc świeci
W sennym lesie zapada zmrok
Jeden, drugi, a potem trzeci,
Słychać cichy wilczy krok

Tarczę złocistą zakrywa chmura
Już tylko oczy spomiędzy drzew
Świecą, gdzie paproć jawi się bura
W powietrzu słychać cichy zew

Cienie już długie i poszarpane
Gdy na dnie jaru zły lęk się czai
Tylko za drzewem oczy schowane
Jak duszek - ognik ich blask się pali

Sylwetka człeka co nocną porą
Idzie przygięty przez stary bór
Jest wystawiony na żer tym stworom
Okropnie wyją - wisielczy tłum

Deszcz z nieba siąpi dusznego lata
Strach jak pirania w mózg się wżera
Nie widać zza chmur żadnego świata
Człowiek za siebie z lękiem spoziera

Widzi światełka między drzewami
Dreszcz ciało jego jak febra  wstrząsa
Idą wilki całymi stadami.
A może to tylko świetlik pląsa?

Może żadnego stada tu nie ma?
Strach jeno w głowie jak wrzód się rodzi?
Może tych wilków bać się nie tzreba?
Lecz czy ta myśl umysłowi dogodzi?

Choć tutaj nigdy nie było wilków
Nie zjadły dotąd nawet zająca
Człowiek biegnie bez odpoczynków
Strach duszy struny pazurem trąca

A kiedy w strachu idziesz po lesie
Gdy mrok ktoś widzi w słonecznym blasku
Złudne są strachy które wiatr niesie
Jak lotne zamki na suchym piasku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Link within

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...