Arabski historyk At-Tabari w swojej ogromnej panoramie dziejów kalifatu zapisał bardzo fajne zdanie o księgach i stworzeniu świata, które mi się spodobało.
Cóż zatem mówi:
"Pierwszą rzeczą, jaką stworzył Allah, było pióro, a wszystko, co chciał stworzyć, polecił zapisać piórem. Dopiero wtedy, kiedy ono zaczęło pisać, Allah powołał do życia niebo, ziemię, słońce, księżyc i gwiazdy i wówczas kula ziemska zaczęła krążyć"
Jest to jeszcze bardziej, że tak powiem, drastyczne postawienie problemu niż w Ewangelii Świętego Jana gdzie powiedziane jest, że na początku było słowo i Bogiem było słowo. Według At-Tabariego bowiem pisanie to właściwie kreowanie świata, ktoś kto zatem zapisuje coś, jakieś czyny, wydarzenia, rzeczy które się zdarzyły lub nie zdarzyły powołuje je tym samym do życia.
I w pewnym sensie można by rzec, że fakt niezapisany po prostu nie istnieje, choćby nawet istniał faktycznie, gdyż ktoś kto kiedyś o jego istnienie zapyta, gdy w księgach żadnej informacji nie znajdzie powie, że fakt ten nigdy nie istniał. Przeciwnie zaś, gdy coś faktycznie nie istniało, ale ktoś o tym napisał a nikt nic przeciwnego nie napisał i słowu jego nie zaprzeczył lub też żadna na ten temat relacja do czasów naszych nie dotrwała, to wtedy coś czego nie było za realną rzeczywistość mieć możemy. Rzec wiec by można, że sam akt zapisywania, jak Egipcjanie antyczni wierzyli, a o czym jeszcze może mi kiedyś napisać przyjdzie, jest w pewnym sensie aktem kreacji, stwarzaniem do istnienia rzeczywistości, która bez tego zapisu nigdy by nie zaistniała.
Powiedziałbym w tym miejscu, że nigdy by realnie nie zaistniała, ale tak zastanawiam się cóż słowo realnie znaczyć może skoro pióro nieistniejącą rzeczywistość, a raczej rzec by tzreba nierzeczywistość do realnego istnienia przyzwać może. Brak zaś tegoż zapisania powoduje, że realizm tejże realności jak więdnący kwiat gaśnie, umiera, zanika i już nie istnieje choć realnie, istniał. A może wcale nie istniał? Gdzież więc granica między realnością a realnością. Chyba tylko w sennych widzeniach, gdzie oniryczne wizje bardziej realnymi się stawać mogą niż realna lub tylko quasi-realna rzeczywistość.
Ciekawą jest też rzeczą, że w dawnych czasach historycy bardzo często nad problemem tym, czyli poczuciem kreacji świata przez jej spisywanie zajmowali, dziś natomiast jakby ten problem w pewne zapomnienie odszedł. Stosując styl tych dzisiejszych rozważań moich na kanwie At-Tabariego cytatu, rzec bym mógł, problem ponieważ się o nim nie pisze istnieć przestał bo to pisanie o nim istnienie jegoż warunkuje.
Tak wiec można powiedzieć, że świat cały i wszystko co na nim się znajduje rzeczą jest wtórną wobec pisania. Bo to pisanie tworzy świat a nie świat tworzy pisanie. I ani ziemia, ani gwiazdy na niebie bezkresnym nie istniałyby lub istniałyby niepełnym istnieniem, gdyby ktoś ich nie opisał. Pismo jest bowiem wszystkim, realne istnienie zaś jest tylko jego odbiciem jak odbicie księżyca widziane w wieczornym stawie. Uważać wszak trzeba, aby gwiazd na niebie z ich odbiciem nie pomylić.
Więc jak powiedziałem ciekawe, że dziś problem ten jakby rzadziej rozważano a przecież obecnie w dobie rzeczywistości wirtualnej problematyki istnienia i quasi-istnienia, tego co prawdą jest realną a co pozorem jeno, kwestia granicy miedzy światem który istnieje i tym który wydaje się jedynie że istnieje, bo zapisanie go tylko do życia powołało a on sam nigdy nie istniał choć po zapisaniu go może zaistniał, to problem ten w tej wirtualnej rzeczywistości chyba bardziej wyrazisty być powinien niż dawniej, gdy jedynie w tej fizycznej rzeczywistości żyliśmy. Bo przecież choć zawsze po zapisaniu rzeczywistości rzeczywistość od quasi-rzeczywistości prawdę od fałszu odróżnić było trudno. Ale w wirtualnym świecie trudniejsze jest to niż kiedykolwiek przedtem bywało. Ale temat to na zupełnie inna opowieść do której może jeszcze wrócić mi przyjdzie, lecz przecież chyba już dość na dziś od cytatu At-Tabariego, który motywem przewodnim jest notki mojej odeszłem, kończę wiec vale mówiąc, licząc że tym co napisałem jakąś rzeczywistość powołałem do życia, która gdybym jej nie opisał nigdy by niezaistniała.
Fakt niezapisany nigdy nie istniał. Ha! to mi przypomina "1984" Orwella. Daje do myślenia. ;)
OdpowiedzUsuńTak poza tematem posta: delectat me tuus blogus. Mam nadzieję dużo nauczyć się łaciny od Ciebie.
Nie uważam się za aż takiego specjalistę od czystości łacińskiego pisania, ale zapraszam :)
OdpowiedzUsuńA fakt niezapisany nie istnieje, podtrzymuję swoje zdaniem sprzed czterech lat. Nie zapiszesz czegoś to tego po prostu nie ma pismo to kreacja rzeczywistości bardziej realnej od tej niby "realnej".
OdpowiedzUsuń