niedziela, 18 grudnia 2016

MDCXXX. Fetysz użyteczności

Dzisiejsze czasy mają jakiś fetysz, manię robienia tego co jest użyteczne. Nie, żeby wcześniej ludzie nie czynili tego co użytecznie, ale dzisiaj ten utylitaryzm stał się jakimś nowym bożkiem. Bardzo często więc w przypadku łaciny, ale i wielu innych spraw, każdy pyta po co to robić skoro to nieużyteczne? Albo do czego może być to użyteczne? Z drugiej strony obrońcy wymyślają dziesiątki dziwacznych argumentów szukając dlaczego coś użytecznym jest, aby drugą stronę przekonać. Albo co jeszcze większym jest obłędem, niektórzy piszą a na co to - przecież pracodawca o to nie spyta.

Jasne, w wielu sprawach użyteczność i przydatność tego co robimy jest ważna, i ja nie zamierzam tego negować. Ale gdzie podążamy jeśli życie sprowadzamy tylko do sumy tego co użyteczne? Czy w zasadzie jeśli przy każdej wykonywanej czynności zadajemy sobie pytanie do czego to użyteczne i czy przyda się to w pracy jesteśmy jeszcze ludźmi? Czy życie jest pracą? Pewnie wielu osób jest, co smutne, ale dla mnie takie podejscie jest chore.

To właśnie to co nieużyteczne jest zawsze najpiękniejsze. Jest najpiękniejsze ponieważ pożądamy go tylko dla niego samego, bez żadnych innych korzyści. De facto jeśli to co robisz, robisz dla jakichś korzyści jakie z tego mieć będziesz, to znaczy że to jest tak brzydkie, że inaczej byś na to nie spojrzał :d Czyli samo w sobie, poza korzyściami które przynosi nie ma w sobie nic interesującego, nie pięknego, nic pociągającego, nic wzniosłego. Natomiast, gdy coś korzyści nie przynosi, a mimo tego ktoś to robi, to wtedy znaczy, że coś wartościowego jest w tym samym, w ten sposób jest to wartościowszym, niż w sytuacji, gdyby robiło się to dla korzyści.

I już nie idzie przecież tylko o łacinę, przy okazji której taka dyskusja mi wyszła kilka dni temu, w oparciu o którą te moje przemyślenia tu dziś zapisuję, ale w rzeczy samej wszystkiego co najpiękniejsze trzeba się by w życiu wyzbyć, gdyby robić tylko to co korzyść przynosi: bo po co poezja? po co patrzeć na przyrodę? po co zastanawiać się nad światem? po co patrzeć na chmury? i po co chodzić po górach? po co? A jeśli nie ma po co to po co byłoby w ogóle żyć?

2 komentarze:

  1. No właśnie. Po co iść na spacer do parku w obrzydliwą pogodę?. Z tego tylko przeziębienie gotowe.
    To że się przy okazji zauważy zachowanie się zwierząt i krople deszczu zawieszone na różnych gałęziach i usłyszy jakieś dżwięki o których się przedtem nie miało pojęcia, to przecież nie jest użyteczne. Albo to, że się spotka na ścieżce jakiegoś innego mało realnie myślącego człowieka ... to przecież nic nie znaczy.
    Oprócz tego, że są jeszcze tacy ludzie dla których to "nieużyteczne" ma bardzo duże znaczenie.
    Dziękuję za tekst.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Spacer w parku zawsze jest przyjemnym :)
    W sumie ja w wielu sprawach myślę w codziennym świecie mocno realnie i pragmatycznie, ale nie można życia sprowadzać, tylko do tego jak to się często dzisiaj robi.

    OdpowiedzUsuń

Link within

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...