Nigdy nie pisałem wierszy po angielsku i nie wiem co mi w tym zakresie wyjdzie, ale na podstawie wiersz w poprzednim poście ułożyłem po angielsku taki wierszyk.
Wiersz Roberta Frosta, ciekawy wiersz, zwłaszcza spodobała mi się ostatnia zwrotka.
Whose woods these are I think I know. His house is in the village though; He will not see me stopping here To watch his woods fill up with snow. My little horse must think it queer To stop without a farmhouse near Between the woods and frozen lake The darkest evening of the year. He gives his harness bells a shake To ask if there is some mistake. The only other sound's the sweep Of easy wind and downy flake. The woods are lovely, dark and deep. But I have promises to keep, And miles to go before I sleep, And miles to go before I sleep.
Jak stwierdzają badania naukowe, ludzie którzy uczą się najkrócej mają krótsze "telomery" czyli nakładki na kocówkach DNA odpowiedzialne za starzenie się komórek. Można więc powiedzieć, że im więcej nauki tym człowiek się starzeje wolniej. Współczesne badania mózgu potwierdzają też to co wiedzieli już intuicyjnie starożytni Grecy w swym określeniu καλος και αγαθος , że najlepsze jest połączenie nauki i ćwiczeń fizycznych. Intensywny wysiłek, zwłaszcza aerobowy powoduje bowiem przyrost w mózgu neuronów, jednak neurony te po stosunkowo krótkim czasie obumierają, jeśli człowiek się nie uczy. Tak wiec sama nauka jest mało wydajna bo co prawda ćwiczy się mózg, ale nie ma przyrostu nowych neuronów, podobnie jak i mało wydaje są same ćwiczenia fizyczne - neurony powstają i umierają. Tylko połączenie jednego i drugiego prowadzi do tego co powinno.
Jura jesienną porą jest piękna. Może to dość banalne stwierdzenie, ale chyba nigdy jeszcze nie jeździłem tam na rowerze o tak późne porze roku. Dziś wybrałem się na ponad 50 kilometrowa trasę. Forma co prawda lekko mi siadła i na mocno górzystej trasie radziłem sobie średnio - cóż zrobić mało jazd od początku września musiało do tego doprowadzić, o ile na płaskim terenie było dobrze, to na górkach i na dłuższej trasie moja forma pozostawała wiele do życzenia. Niemniej jechać było warto, bo obecnie, gdy ziemia pokryta jest całunem opadłych liści widać każdą skałę i dolina Złotego Potoku jest tak naprawdę piękniejsza niż letnią porą, gdzie skały ukryte głęboko w lesie pozostają dla jadącego mało widoczne. W całej swej krasie można było zobaczyć między innymi Bramę Twardowskiego, która letnią porą traci dużą cześć swego uroku najładniejszą będąc wczesno-wiosenną i jesienną porą gdy z drogi widać faktycznie bramę skalną. Turystów też dzisiaj było na Jurze całkiem sporo bo i weekend i pogoda temu sprzyjały.
Czasem zastanawiam się po co wziąłem na siebie te wszystkie roboty, które w tym roku robię. Czuję się jakbym na raz chwycił 10 srok za ogon chcąc je wszystkie złapać, a one trzepotały się w mym ręku pragnieniem ucieczki przepojone. Choć z drugiej strony z każdej z tych działalności mam jakieś korzyści i pewnie wszystko to warto robić, ale i tak mam wrażenie, że rzeczywistość ostatnimi czasy i ilość spraw jakie załatwiam każdego dnia mnie lekko przytłacza, cieszy, bawi i sam tego przecież chcę, ale jednak trochę przytłacza.
Począwszy od dzisiejszego dnia poszedłem na kolejny kurs tańca tym razem ogólno użytkowego. Po jednym razie trudno się wypowiadać co do całości ale kilka obserwacji już mam :) Ponieważ to bardziej zorganizowana szkoła w porównaniu do miejsca, gdzie chodziłem na salsę sama sala i jej organizacja jest lepsza. Natomiast prowadzenie jest gorsze, bo osoba prowadząca mimo, ze umie dobrze tańczyć nie potrafi wprowadzić takiej atmosfery zabawy jaka byłą w przypadku salsy. Nie to, że jest jakoś źle, niemniej prowadzący jest bardziej tancerzem, który uczy tańczyć, niż kimś kto potrafi zachecić do ogólnej zabawy, co ma swe wady.
Nadgorliwość to jedna z cech, które straszliwie meczą bo ludzie zamiast luźno podchodzić do wszelkich przepisów i tym podobnych bzdetów zaczynają traktować je jakby ich życie od tego zależało.
Od kilku lat na mojej uczelni nadgorliwością wykazują się informatycy (nie, żeby wielu innych się nie wykazywało, ale wpis będzie o informatykach :) ). System logowania się do poczty wymusza comiesięczne zmienianie hasła. Początkowo hasło musiało mieć jedną dużą poza małymi literami, jedną małą i jedną cyfrę. Jakiś czas temu gorliwcom było tego mało wprowadzili, że poza tym tzreba jeszcze jeden znak nie będący cyfrą ani literą. Jak tak dalej pójdzie jeszcze kilka lat i w haśle będzie trzeba mieć znak z alfabetu rosyjskiego, arabskiego i chińskiego. Mimo tego, że konto lepiej jest zabezpieczone niż w banku gdzie zmiana hasła jest co dwa lata na serwer są od czasu do czasu włamania. Nawet się nie dziwię tym co się włamują, tak zabezpieczony system aż kusi do włamu, w końcu tylko frajer włamuje się tam gdzie łatwo, a różne dziwne zabezpieczenia powodują, ze pewnie każdy chciałby się włamać, bo czemu by nie, nawet włamujących się rozumiem :D
Co ciekawe mam od kilkunastu lat inne konto którego używam jako podstawowe, nigdy nie zmieniałem w nim hasła i jakoś hula. Czy mi się na nie ktoś kiedyś nie włamał głowy nie dam, ale jeśli nawet to w zasadzie co mnie to obchodzi? Danych kluczowych dla istnienia świata tam nie przechowuję ;)
Zrobiłem sobie dziś dwa testy psychologiczne z pewnej książki:
-test LOT-R orientacji życiowej
-test BSSC - Skala poszukiwania doznań.
Pierwszy test mierzy poziom optymizmu-pesymizmu danej osoby a drugi chęć poszukiwania przez nią nowych doznań i przeżyć. Według psychologów jak komuś wychodzą wysokie wyniki optymizmu zwykle ma też wysokie wyniki poszukiwania doznań i odwrotnie jak ktoś ma wysokie wyniki pesymizmu taka osoba charakteryzuje się niskim poziomem poszukiwania nowych doznań.
Tyle, że w przypadku mojej osoby teoria się nie sprawdza.
W pierwszym teście wyszedł mi wynik 12 w skali od 0 do 24. Przyjmuje się, że przeciętnie ludzie mają około 15 punktów co wskazuje na umiarkowany optymizm, im wyższy wynik tym większy optymizm im niższy tym większy poziom pesymizmu. Tak wiec z testu wyszło że jestem lekkim pesymistą.
Tymczasem w drugim teście poszukiwania doznań uzyskałem wynik 3,37 w skali 1-5, gdzie im wyższy wynik tym większe pragnienie odczuwania nowych doznań. Tymczasem przeciętny nastolatek mężczyzna ma wynik średnio 3,07-3,14 a dziewczyna 2,95-3,02. Natomiast w późniejszym wieku im człowiek starszy tym zdaniem autorów potrzeba odczuwania nowych doznań jest coraz mniejsza.
Wychodzi więc, że w zakresie potrzeby poszukiwania doznań jestem na poziomie sporo wyższym niż przeciętny nastolatek płci męskiej, wręcz można by mnie uznać za poszukiwacza nowych doznań. Co pewnie mało kogo co mnie zna dziwi :D
Ciekawe tylko jak to się ma do pesymizmu, który wychodzi mi na skali LOT-R?
Odwiedziłem ostatnio kolejną tegoroczną konferencje naukową tym razem w Ustroniu. Również interesująca jedynie szkoda, że pogoda była marna bo drugiego dnia nie udał się wyjazd na Równicę której stoki pokryte mgłą powodowały, że nic nie było widać. Mam w tym roku pecha do tej części Beskidów bo jak w okolicach Jablonkowa byłem 3 dni w czerwcu nie padało przez 1 godzinę :D
Byłem przy okazji w zameczku prezydenckim w Wiśle. Bardziej podobało mi się wyposażenie z czasów prezydenta Mościckiego, zwłaszcza gabinet, nowy jakiś taki bez wyrazu, nawet nie że zły, niby ok, ale czegoś mu brakuje. Nie wiem czego, ale to nie to.
Może mój blog jest czasami lekko zbyt egzaltowany, choć to tylko część mojej osoby, która in mundo vero jest znacznie mniej egzaltowana niżby quis imaginare possit. Ale myślę, że nie warto nigdy rozstawać się z marzeniami, ale w jakiś sposób trzeba ścigać je na skrzydłach smoków, i szukać w kwiatów płatkach, aby nie stać się ja ci opisani w cytacie z Łysiaka - tym razem MW.
Mówiono mi, że istnieją tacy, którzy przez całe życie nigdy nie widzieli krasnoludka. Współczuję im głęboko, gdyż wiele stracili! Sądzę, że są chyba krótkowzroczni. Może zepsuli sobie oczy nadmiernym czytaniem w szkole. A może dzieje się to dlatego, że dzieci wyglądają dziś tak poważnie i są przemądrzałe, a wyrastają bez myśli i marzeń na zgorzkniałych ludzi nie mających ani spokoju w duszy, ani chęci życia, ani odwagi śmierci.
Poziom trzeba obniżać, gdyż liczba głupich niepowstrzymanie wzrasta, a wzrasta, bo beztrosko mnożą się tylko biedni i tępi, a warstwy oświecone cechuje lenistwo na polu rozrodczości, przez co wciąż zwiększa się dysproporcja.
Bardzo aktualny dla współczesnego świata, współczesnej szkoły uczelni, edukacji, dosłownie wszystkiego. Nasza cywilizacja musi upaść, jak upadły wszelkie przed nią, prędzej czy później ale musi się zakończyć. Zawsze warstwy oświecone musiały wyginąć gotując sobie w wyniku ograniczenia własnej rozrodczości pętlę samozagłady, działa się tak od czasów antycznego Rzymu do dziś. I dlatego nic nie jest w stanie uratować nas w dłuższym okresie przed zalewem emigrantów z krajów Afryki i Azji, którzy pochłoną Europę jak może zakrywa małą wysepkę.
Czerń była wszędzie, głęboka, ciemna, ponura i milcząca. Nic nic jej przeniknąć nie mogło, była cicha, jak noc bezwietrzna, gdy żaden dźwięk, żaden ruch nawet listka w głuszy leśnej dźwiękiem jej nie mąci. Cicha. Lecz w ciszy tej, gdy płatki śniegu migotały w blasku porannych promieni czerń była jedynie w mózgu, w oczach w szron wpatrzonych, zamkniętych powiek kształtem, w śnieg biały wciśniętych. Biały a ciemny, jasny a szary, nieprzenikniony w swej tajemnicy, a przecież w ciemności tej w głowie ból rozchodził się jak fala na jeziorze po tym jak kamień wielki weń wpadnie, kołami w każda stronę zmierzając, by całą powierzchnię wypełnić, kawałka żadnego pozbawionym go nie zostawiając. Wirowały śniegu białe płatki włosy powoli oblepiając, włosy w miejscach niektórych zakrzepłą krwią pokryte, z którą drobinki śnieżne łącząc się jakby błotnistą powierzchnie jakowąś tworzyły.
Ból czaszkę przenikał i leżący nie wiedział na pewno azaliż umarł już i męki piekielne diabły mu zadają, głowę jego czerwonym przypalając ostrzem, ciesząc się przy tym niezmiernie jak to biesy zwykłe gdy torturują kogoś, co jak powiadają w stan ekstazy wielkiej je wprawia. Diabolus albowiem bestia est horrible et cruelis jak to w księgach zapisano, et cruelis valde. Cruelis, cruelis, słowa dźwięczały pod czaszką, wypełniały każdy nerw, ale przecież zmarły czuć nic nie powinien bo jakże to nieżywym będąc czuć coś można. Quomodo? Quomodo anima coś czuć może skoro cielesnej postaci wyzbyta? Lecz, zakładając, że anima coś czuć może jakże może ona być bezcielesna. A jeśli na odwrót rzecz rozpatrując nic ona nie czuje to po co diabli ją dręczyć mają? A jeśli diabli jej nei dręczą to jakiż sens wiara w bestię zwaną diabolus ma? A jeżli ta bestia nie istnieje, to jakiż sens cała wiara mieć może? Przeraził się na to rozumowanie, które do tak szalonych wniosków prowadzić go zaczęło. Apage satanas bez warg ruchu głos wypowiedział, lub lepiej wyszeptał rzec by można, lub ponieważ szeptu żadnego nie było, anima jego słowa bezcielesne w przestrzeń umysłu również ciała pozbawioną wydała.
Głosy, słychać je było dochodziły jakby z dali, gdzieś tam z dali nieprzeniknionej, dzikie drapieżne, żywe. Może jednak nie umarłem et vivus sum? W takim jednak razie quomodo leżę hoc in loco, w jaki sposób się tu dostałem i czemu dolor magnus głowa mea sentit wielce. Wilkołaki, tak to one one na pewno go zaatakowały i w miejsce to przyniosły. Ale przecież wilkołak ofiarę zwyczajnie zabija, zagryza, pożera a nie w głowę ją bijąc na śniegu trzyma. Niemniej innej możliwości przecież nie było, bo i kto mógł w miejsce to go przywlec. Odwróciłby chętnie szyję lecz sił w ciele nie stawało. Wtem cios potężny, kopniak jakby w bok poczuł, potem jeszcze jeden i kolejny. Gdzieś w dali usłyszał krzyki.
-Zostaw go, widzisz, że ledwie dyszy.
-Zatłuc trzeba bestię, lycanthropa by już nikogo zabić nie mógł.
-Weźmy go do miasteczka, tam się potwora na stosie spali, aby przykład dobry a zbożny wielce mieszkańcom dać.
Odkąd przeczytałem go sporo lat temu jest to jeden z moich ulubionych cytatów a już na pewno mój ulubiony cytat z Łysiaka. Przez każdego, kto czytał Łysiaka znany, a jednak wart przypomnienia.
"W wielu ludziach krąży po cichu robak szaleństwa. Jest czarny i ma trzy wielkie, fosforyzujące szkarłatem oczy. Długi ryjek zakończony otworem gębowym służy mu do plucia — pluje celnie jak zawodowy snajper. Karmi się naszymi snami; chłepcze je po nocach, trawi i wydala z powrotem, by przyszły do nas nad ranem i objawiły jeszcze inny świat. Małe szeleszczące chwytniki pozwalają mu przeciskać się przez każdą szczelinę ciała. Tak właśnie wychodzi z jakiegoś zdarzenia, wiersza lub religii i wdziera się w nas przez oko, ucho albo por skóry, a potem wędruje w milczeniu żyłami i nitkami nerwów szukając stałej przystani. Kiedy wejdzie do duszy, człowiek staje się niebezpieczny dla swej uczciwości. Kiedy dosięgnie mózgu, człowiek zaczyna zagrażać swemu otoczeniu. Ale kiedy dosięgnie serca, człowiek zakochuje się w jakiejś istocie ludzkiej. Wówczas świat staje się dla niego niebezpieczny i każdy krok zagraża mu klęską." Lubię książki Łysiaka a zwłaszcza Statek i Kielich, mało co przedstawia tak bardzo prawdziwą wizję świata bez zwykłej zasłony i udawania, a wszystko przeniknięte pięknym onirycznym klimatem.
Choć dzisiejszy cytat pochodzi z Fletu z Mandragory.
I choć dużo osób twierdzi, że zmieniłem się w ostatnich latach na korzyść, to ja mam wrażenie, że stałem się pazerny na kasę i że stałem się w jakimś sensie uosobieniem tego czego za dawnych czasów nie lubiłem w świecie. Sam nie wiem.
Una mattina mi sono svegliato, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! Una mattina mi sono svegliato, e ho trovato l'invasor. O partigiano, portami via, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! O partigiano, portami via, ché mi sento di morir. E se io muoio da partigiano, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! E se io muoio da partigiano, tu mi devi seppellir. E seppellire lassù in montagna, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! E seppellire lassù in montagna, sotto l'ombra di un bel fior. Tutte le genti che passeranno, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! Tutte le genti che passeranno, Mi diranno «Che bel fior!» «È questo il fiore del partigiano», o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! «È questo il fiore del partigiano, morto per la libertà!»
Pewnego ranka, gdy się zbudziłem, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! Pewnego ranka, gdy się zbudziłem, Spotkałem wroga w kraju mym. Hej partyzancie, weź mnie ze sobą, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! Hej partyzancie, weź mnie ze sobą, Bo czuję powiew śmierci już. A jeśli umrę, jako partyzant, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! A jeśli umrę, jako partyzant, Chcę byś pochował godnie mnie. Pogrzeb mnie w górach, tam hen wysoko, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! Pogrzeb mnie w górach, tam hen wysoko Gdzie piękny kwiat kładzie swój cień. Wszyscy, co przejdą i będą patrzeć, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! Wszyscy, co przejdą i będą patrzeć, Powiedzą: "Jaki piękny kwiat!" Kwiat ten należy, do partyzanta, o bella, ciao! bella, ciao! bella, ciao, ciao, ciao! Kwiat ten należy, do partyzanta, Co życie swe za wolność dał.
Bardzo ciekawy wywiad z prof. Kieżunem. Potwierdza to o czym zawsze wiedziałem - zbrodniczość Anglosasów. Warto posłuchać jak amerykańsko-angielski kapitał budował neokolonjalizm w Afryce kosztem mordowania tysięcy ludzi - oczywiście nie swoimi rękami. A potem jak ten sam zbrodniczy anglosaski kapitał kolonizował środkową Europe w tym nasz kraj.
Czas wrócić do zamieszczania kolejnym wierszy, które mi się podobają. Tym razem padło na Upojenie Leopolda Staffa.
Wśród kwiatów, jak wśród dobrych i szczęśliwych myśli, Olśniony pól wiosennych złotym widowiskiem, Wyciągam ręce, jakbym chciał objąć uściskiem Ziemię, która się modrym widnokręgiem kryśli.
Wonie kwiatów sprzysięgły się najsłodszym spiskiem, By dusza ma upiła się rozkoszniej niśli Lotem ptacy, co w niebie błękitnym zawiśli, Sławiąc radość piosennym zachwytu wytryskiem.
Porwała się, porwała dusza ma w niebiosy, Szybuje, krąży wirem, szaleje i śpiewa, Wielbiąc kwiaty, wiatr, miłość, dal, uśmiech, deszcz rosy:
Aż osłabła z rozkoszy, spada i omdlewa Wśród kwiatów, kędy leżę w boskim śnie na jawie I szczęśliwy jak plama słoneczna na trawie.
Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, ale z każdym rokiem staję się coraz bardziej "niewyżyty" pod każdym względem. Jakby mnie rozwalał nadmiar energii, albo faktycznie jakbym brał jakieś prochy, ale rzecz w tym, że niczego dziwnego nie biorę :D
Bardzo piękne dni były ostatnio, więc wykorzystując dzień wolny wybrałem się na Jurę na rower. Świetnie się jeździło, zrobiłem ponad 50 kilometrów, dobrym tempem, zmęczenie mięśni z sierpnia minęło całkowicie. Rzadko jeżdżę o tej porze roku z uwagi na brak czasu, i fakt, że nie lubię jeździć jak jest zimno. Ale jak się da to kolory jesieni mają swój urok. Piękne dęby mieniące się złotem i czerwienią, pola pokryte czerwonymi dębami - pięknie.
Cudna piosenka, od razu mi się spodobała. Skoczna, szybka, pomijając to, ze mi się ogólnie podoba świetnie się przy niej skacze ze sztangą a to bardzo wzmacnia mięśnie łydek ;) a w końcu jak mam jeszcze w przyszłym roku nie raz iść w góry to nie mogę dopuścić, aby mnie kto wyprzedził :D:D To oczywiście żart, ale piosenka fantastyczna. Zespół też bardzo ciekawy grający ukraińsko-łemkowski rok. Biorąc pod uwagę, że w sensie naukowym sporo zacząłem ostatnio współpracować z Ukraińcami z dwóch tamtejszych ośrodków, a mam zamiar jeszcze tą współpracę zwiększyć, czyżby to, że od ponad miesiąca słucham sporo ukraińskiej i rosyjskiej muzyki to jakiś znak? :D
Ty skazała w ponediłok, pidem razom po barwinok. Ja pryjszow, Tebe nema, pidmanuła pidweła
Ref. Tyż mene pidmanuła, Tyż mene pidweła. Tyż mene mołodoho Z uma rozumu zweła
Ty skazała u wiwtorok, wsunesz ruku u rozporok. Ja pryjszow, Tebe nema, pidmanuła pidweła
Ty skazała u seredu, ja zasunu wid peredu. Ja pryjszow, Tebe nema, pidmanuła pidweła
Ty skazała u czetwer, pidem razom na koncert. Ja pryjszow, Tebe nema, pidmanuła pidweła
Ty skazała u piatnyciu, pidem razom pid kupyciu. Ja pryjszow, Tebe nema, pidmanuła pidweła
Ty skazała u subotu, pidem razom na robotu. Ja pryjszow, Tebe nema, pidmanuła pidweła
Ty skazała u nedilu, pidem razom na wesilla. Ja pryjszow, Tebe nema, pidmanuła pidweła
Ref. Splu, splu, meni snyt’sia, Koło mene mołodycia Mac, mac jij nema Pidmanuła, pidweła
"Czarna kamienica" na Lwowskim rynku - widok ogólny i detale.
Jest to renesansowa kamienica wzniesiona w latach 1588–1589 według projektu Piotra Barbona. W kamienicy mieści się Muzeum Historyczne.Czarna kamienica jest uważana za jeden z najcenniejszych zabytków budownictwa mieszczańskiego z epoki renesansu.
Było to kilka tygodni temu, ale nic nie poradzę, ze do dziś jestem z siebie dumny, że wbiegłem na Sokolicę w 18 minut. Byłem tam już wcześniej, ale nigdy tak szybko. Cały czas biegiem pod górę, bez przystanku, potem na Czertezik a potem biegiem w dół do łódki, na którą przybiegłem 4 minuty przed odpływem ostatniej. Tak lubię, wtedy mam prawie odlot :D
Gdy przepływałem łódką na drugi brzeg i kierujący mnie ostrzegał, że mogę niezdążyć na ostatnią łódkę z Sokolicy i kilka razy pytał czy na pewno chodzę na tyle dobrze aby tam dojść i wrócić w tym czasie co mam (a miałem coś 40 kilka minut), nie chciałem chłopa stresować i mówić mu, że sama Sokolica to tylko część mojego planu bo idę na Czertezik - kolejny szczyt za Sokolicą(trzeba z niej zejść na przełęcz i wyjść na kolejny szczyt), bo jeszcze by mnie nie przewiózł :d
Przeczytałem ostatnio książkę Ketha Lowe "Dziki kontynent" o wczesnopowojennej Europie. Wrażenie robi obraz zniszczeń całego kontynentu i kompletnej degrengolady. Ale nie to najwięcej dało mi do myślenia. Okres po II wojnie światowej to okres najdłuższego pokoju i dobrobytu w historii Europy od czasów Imperium Rzymskiego. I wydaje mi się, ze właśnie totalne rozwalenie wszystkiego było paradoksalnie przyczyną tego dobrobytu.
Po pierwsze jak coś jest rozwalone to trzeba to odbudować a to daje prace i ukierunkowuje wysiłki wszystkich w jasnym i konkretnym celu. Odbudowa kompletnie zniszczonego przemysłu postawiła na nogi całą gospodarkę.
Dodatkowo śmierć milionów i rozburzenie struktur społecznych dały szanse do nowego rozdania - powstania silnej klasy średniej, która jest korzystna dla poziomu dobrobytu. Tymczasem długi okres pokoju prowadzi praktycznie zawsze do bogacenia się bogatych i biednienia reszty społeczeństwa, wzrasta wtedy tak zwany współczynnik Gingiego prowadzać do coraz większych nierówności.
I niestety patrząc na obecny pełzający kryzys wydaje mi się, że nie uda się go zahamować, tylko myślę, że w dłuższej perspektywie musi doprowadzić do wojny. Obecnie jest wszystkiego za dużo, role społeczne się ukształtowały rośnie poziom nierówności. Wojna rozwali wszystko i pozwoli zacząć od nowa, a poza tym każda wojna daje możliwość odbudowy zwykle w lepszym układzie niż wcześniej. Bynajmniej osobiście nie jestem jej zwolennikiem, bo zasadniczo jest mi dobrze. Niemniej patrząc globalnie wydaje mi się, że tylko totalna wojna światowa może rozwiązać problemy współczesnego świata, a my wkroczyliśmy na ścieżkę, która do niej prowadzi. Pytanie tylko gdzie ona wybuchnie i kiedy, bo nie musi być to proces szybki.
Еще не сорваны погоны И не расстреляны полки, Еще не красным, а зеленым Восходит поле у реки. Им лет не много и не мало, Но их судьба предрешена. Они еще не генералы, И не проиграна война.
У них в запасе миг короткий Для бурной славы и побед, Сентиментальные красотки Им восхищенно смотрят вслед. А на парадах триумфальных Их ждут награды и чины, Но эти сцены так фатальны, А эти лица так бледны.
Кровавая, хмельная, Хоть пой, хоть волком вой! Страна моя родная, А что ж ты делаешь со мной?!
Горят фамильные альбомы В каминах жарких на углях, От стен Ипатьевского дома Уже накатывает страх, Уже сошел с небес мессия, И помыслы его чисты. Свой вечный крест несет Россия, Считая свежие кресты.
Вчера изысканные франты, Сегодня - рыцари войны, Они еще не эмигранты, Они еще ее сыны. Но жизнь прошла, как не бывало, И не оставила следа. На горизонте догорала Их путеводная звезда.
Кровавая, хмельная, Хоть пой, хоть волком вой! Страна моя родная, А что ж ты делаешь со мной?!
Последний выстрел с сердцем скрещен, Неумолим прощальный взгляд, Но дневники любивших женщин Их для потомков воскресят. Ах, боже мой, что б с нами было, Когда бы это все не зря... Когда бы разум не затмила На башне красная заря?!
Кровавая, хмельная, Хоть пой, хоть волком вой! Страна моя родная, А что ж ты делаешь со мной?!
Кровавая, хмельная, Хоть пой, хоть волком вой! Страна моя родная, А что ж ты делаешь со мной?!
Tak więc zdobyliśmy dzisiaj Mogielnicę w Beskidzie Wyspowym. Piękna góra i warto było iść. Prosta trasa, łąki w okolicy szczytu (sam szczyt zalesiony), śliczne widoki pomimo lekkiej mgły na horyzoncie. Tylko zimno jak diabli, aż ręce drętwiały bo nie miałem rękawiczek, a raczej miałem ale rowerówki, gdzie nie ma paców. Biorąc pod uwagę, że jestem bardzo ciepłolubny i tak dobrze że wytrzymałem zimno. Szkoda tylko, że dziś zapomniałem aparatu :(
Pierwszy raz wybrałem się w góry z kijkami i sprawdzają się bardzo dobrze. Zwłaszcza idąc pod górę można się nimi wybijając i dają sporego "kopa". Co prawda i bez nich idę na tyle szybko, że nie wiem czy mi to przyspieszenie jest do czegoś potrzebne, ale efekt jest. Muszę kiedyś na wiosnę w lekkich butach i cieple przelecieć się z kijkami tak na prawdę biegowo np. na Skrzyczne, aby zobaczyć ile da się z tego "wyciągnąć" idąc z całą mocą.