Nie wiem czemu ale zawsze luty, czasem początek marca to miesiące, gdy mam jakiegoś doła. A już ostatnie lata to totalnie. Czasem ciężko pewne rzeczy wywalić ze swojej głowy. Ostatnie dni też był totalny zjazd. Na szczęście jakoś mi przechodzi i trzeba się za robotę zabrać, bo ostatnio mało jej zrobiłem i zaległości powstały :d
Najbardziej dziwię się czemu to wróciło, przecież po zeszłorocznych sukcesach, jak cieszyłem się tym wszystkim wydawało mi się, że mogę góry przenosić i jakby mi kto kazał z widelcem rzucić się na lwa zrobiłbym to bez wahania. A potem to wszystko znowu wróciło. To czekanie na wiosnę, na to jak wsiądę znów na rower i wtedy wszystkie złe i smutne rzeczy przejdą jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jest ciężkie do zniesienia. Starczy jedna dłuższa jazda i czuję się jakbym dostawał skrzydeł, albo wziął jakieś prochy tak to na mnie działa. Rower jest jak narkotyk im więcej się go bierze tym więcej chciałby się jeździć a jego brak to jak objaw odstawienia jakiejś koki lub innego świństwa (nie wiem dokładnie bo nie brałem :D). I choć to nie rower przyczyną jest zamieszania w mej głowie wiem, że starczy on aby wszystko przeszło. Muszę sobie na wiosnę kupić nowy piękny rower na Jurę na miejsce mojego starego, jakiś odlotowy i bajerancki, a co! W końcu cóż więcej mi zostało. A wtedy ścignę wszystko co się rusza :D Jak wyjadę na nowym rowerze w mej niebieskiej koszulce i niebieskich butach nie będzie na mnie mocnych, pomknę znów jak na skrzydłach! Po niebieskie przylaszczki ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz