Ostatnio przekonałem się, po raz kolejny zresztą, że muzyka w stylu typowego dicho-techno nie jest dla mnie, a raczej, że moje uszy nie są w stanie znieść poziomu hałasu i ilości decybeli, które występują w takich miejscach. Kilka dni temu zdarzyło mi się trafić do takiego lokalu, po wpływem pewnych osób, i nawet nie idzie o samą atmosferę miejsca, bo choć za nią nie przepadam, to jeszcze idzie wytrzymać. Natomiast poziom hałasu był tym co mnie przerosło :D
Wytrzymałem godzinę, po czym musiałem się ewakuować obawiając się o dalszy stan mojego narządu słuchu. A następnego dnia uszy mnie bolały gdzieś do południa, może nie jakoś, że bolały specjalnie bo to bym przesadził, ale czułem w nich, że przeszły zbyt wiele na ich możliwości :D
Najbardziej mnie w tym wszystkim dziwi w jaki sposób ktoś tam może wytrzymać dłużej. Jak moje koleżanki, które mnie tam zabrały (jakbym poszedł tam drugiego dnia jeszcze, to chyba musiałbym obciąć sobie nie tylko uszu ale całą głowę, i nic bym tu nie pisał wiecej). Problem w tym, że one siedziały tam dwa dni po kilka godzin, i nic im nie było. I zastanawia mnie, czy ja mam jakiś nadwrażliwy słuch, czy może odwrotnie, po przebywaniu ileś razy w podobnych miejscach robi się on na tyle przytępiony, że człowiek przestaje już słyszeć. Może to jak zakwasy w rowerze? Najpierw są, ale po długim jeżdżeniu już nic nie boli :D Tak czy inaczej nie mam zamiaru się o tym przekonywać na sobie, ale zastanawiające jest jak ludzie taki hałas wytrzymują. I nie, abym był zupełnie przewrażliwiony, potrafię sobie puścić np. metalową muzykę naprawdę głośno, ale nie aż tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz