Zjawa ze skały
Nad skały szczytu pieczara ciemna
Otwiera pustki swej oczy czarne
Siedzi w niej szara zjawa tajemna
Powietrze duszne dziś jest i parne
Dołem zaś ścieżka wije się kręta
Porosła mleczem i kwiatem białym
Pomiędzy lasem jest zawinięta
Wół zaś tam zmierza krokiem ospałym
Ciągnąc twarde deski carrusa
Wozu co wiedzie kupców towary
Nie mieli bowiem wędrowcy busa
Choć by wystarczył im nawet stary
Zmierzają grupą do miasta w dali
Słońce na niebie świeci wysoko
Ze skały szczytu są bardzo mali
Zjawa w pieczarze ma na nich oko
Uśmiecha się lecz nie jest przyjemny
Wyraz twarzy demona ze skały
Obraz jej duszy mroczny i ciemny
Zamiar zaś zjawa nosi zuchwały
Chce zepchnąć kamień ciężki, kanciasty
Na wóz i jego całą ekipę
Aby zostały z nich tylko plastry
Pcha kamień w górę pod wielką lipę
Kupcy grozy spostrzec nie mogą
Nie są świadomi co się stanie
Zrobią dziś kilka kroków nogą
I cisza, świat dziać się przestanie
Lecz to nie świata koniec jest przecie
Tylko tych którzy grozy nie widzą
Na każdym kroku na tym świecie
Czyhają zjawy i wielce się trudzą
Aby kamień krwią upaćkać cudzą.
Nigdy ufaj słońcu na niebie
Gdy się demony na skale budzą
One gdzieś w dali czekają ciebie
Dlatego nawet gdy dzień spokojny
A błogość wiatru twą twarz omiata
Wytężaj umysł swój zawsze znojny
Aby przewidzieć wrogość świata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz