Mam wrażenie, że dzisiejszy świat, zwłaszcza świat zawodowy, jest czymś na kształt uciekającego pociągu, a im szybciej biegniemy tym pociąg jest coraz dalej od nas. Właściwie nigdzie nie można robić po prostu swoje, tylko trzeba iść do przodu, bo stanie w miejscu powoduje cofanie. Co więcej nawet pójście naprzód, bardzo często dopiero jest staniem w miejscu.
Ot taki przykład w miejscu gdzie pracuję - czyli na uczelni. Im wyższy ma ktoś stopień naukowy i stanowisko, tym mniej godzin ze studentami prowadzi. Problem w tym, że co kilka lat rośnie liczba godzin do prowadzenia i dziś po zrobieniu kolejnych stopni i dostaniu wyższych stanowisk znajduję się w tym samym miejscu co 6-8 lat temu. A wtedy ten sam stopień i stanowisko dawało znacznie mniej pracy. I tak jest ze wszystkim, osiągnięcie czegoś dziś daje zawsze mniej efektów niż np. 10 lat temu. Tak jest w przemyśle, w usługach, wszędzie. A im młodsze osoby tym mają jeszcze trudniej.
Nie chciałbym, aby ten wpis zabrzmiał jakoś narzekająco nadmiernie, bo osobiście w zasadzie jestem zadowolony, ale jako ogólne tendencja jest to bardzo negatywna, bo na każdym kroku dostrzec można dewaluacje stopni i tytułów naukowych i ogólną dewaluacje wszystkiego.
Najpierw zaczęło się to od licencjatu, potem magistra obecnie w wielu dziedzinach już stopień doktora jest zdewaluowany i są miasta, gdzie mając go (w mało rynkowych dziedzinach) można jedynie np. sprzedawać w sklepie. I nie to, abym uważał, że to jakas zła praca, tylko po co komu w tym celu doktorat? Tendencja do posiadania co najmniej magistra do wykonywania prostych prac jest zła, bo moim zdaniem to jest wręcz demotywujące i z psychologicznego punktu widzenia taki pracownik jest gorszy niż ktoś kto miał znacznie niższe kwalifikacje. Ktoś kto ma wysokie kwalifikacje (przynajmniej formalnie, bo zdaje sobie sprawę, że dziś często za formalnymi kwalifikacjami nie stoi rzeczywista wiedza) jest zawsze sfrustrowany wykonując pracę znacznie poniżej kwalifikacji, i w efekcie bywa gorszym pracownikiem niż ktoś z niższymi kwalifikacjami formalnymi, kto jest z tego zadowolony i komu dana praca wystarcza. Dzisiaj nadmiar ludzi z kwalifikacjami rodzi inflacje wszystkiego i ogólną frustrację, mam wrażenie, że im młodsze osoby tym większą.
Tendencja jest niepokojąca bo właściwie ciężko powiedzieć, gdzie tego granica i dokąd to doprowadzi. Czy w efekcie do zbierania śmieci trzeba będzie mieć doktorat i znać kilka języków? Tylko po co? Nie jest to zresztą problem polski bo z podobną sytuacją ma do czynienia prawie cala Europa i jest to trend bardzo, bardzo niebezpieczny, wręcz mam wrażenie, oby mylne, że cała nasza zachodnia cywilizacja wkroczyła w jakiś ślepy zaułek i drogę wiodącą do przepaści. Drogę, z której nie ma odwrotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz