W końcu po kilku razach nieudanego umówienia się na zdobywanie Lubomira w końcu wczoraj udało mi się na niego wyjść. Było fajnie, placet mihi valde. Nie byłbym sobą, gdybym nie odłączył się od całości i nie polatał sobie dodatkowo po górach - biegiem na przełącz Suchą 200m różnicy poziomów, a potem, aby dogonić resztę wycieczki prawdziwie po mojemu pod górę ile tylko sił w nogach na tętnie - ponad 170, to jest prawdziwe chodzenie :)
W sumie 750m różnicy poziomów zaliczone.
Zimowe ćwiczenie łydek zadziałało rewelacyjnie. Po wyjściu nie bolą mnie nic a nic. Niemniej wszystkich mięśni w domu się nie wyćwiczy co by nie zrobić - i tak mam zakwasy w ścięgnach koło kości piszczelowej i trochę w plecach. Jednak jak na różnicę poziomów i prędkość z którą szlem zwłaszcza na i z przełączy Suchej jest dobrze. Z mojej formy jestem zadowolony, choć ciągle jeszcze nie jest to co bym chciał - chciałbym lecieć jak na skrzydłach po samo niebo :)
Mam nadzieję, że za tydzień będzie kolejna wycieczka :):) o ile Dei nobis favebunt et tempus serenus erit.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz