Zobaczyłem ją wczoraj jeżdżąc rowerem po jurze w okolicach Czatachowej. Cerva alba, prawdziwa albinoska, najrzadszy rodzaj barwy jaki można zobaczyć. W starożytności niektórzy wierzyli, że przynosi ona szczęście, na przykłąd Sertoriusz trzymał ją u siebie w obozie a pierwszą swą bitwę przegrał dopiero wedy gdy uciekła. Gdzieś zresztą na blogu pisałem już o tym. Sertoriusz zaś zalicza się do moich ulubionych postaci antycznego Rzymu. Ja jak dotą nigdy cervam albam nie spotkałem, stąd też i moje zdziwienie gdym ją ujrzał, kiedy przez las, biegła. Ale jako, że dłuższy czas ją widziałem, pomiędzy drzewami, jak leśny cień, jak upiór z mgły porannej wychodzący, przemykającą, tak też i złudzeniem nie była tylko biegła tam gdzieś pomiędzy gałęziami leśnej głuszy, choćby tylko i głuszy udawanej, po przecież tych ochłapów lasu, po puszczy pierwotnej pozostałych, jakie na Jurze rosną nullo modo, nawet w wyobraźni jedynie, puszczą nazwać nie sposób. A jednak mimo tego nawet na tych resztkach lasu, z zaborczej ręki człowieka wyrwanych, zwierzęta przedziwne spotkać można. Cieszę się przeto, żem ją spotkał w lasu przestworzach zielonego, jak biegła, bo nie wiadomo, czy kiedykolwiek jeszcze to się uda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz