Ostatnie kilka dni spędziłem na wyjeździe do Ustronia. Byłem tam zajęty innymi rzeczami, więc czasu na pochodzenie po górach było niewiele, ale i tak dałem radę zaliczyć Równicę przed śniadaniem i górną stację kolejki na Czantorię po południu w 2 godziny, które miałem. Zwłaszcza na Czantorię szło mi się rewelacyjnie, bo wszedłem tam od dolnej stacji kolejki w 28 minut, a według tabliczek idzie się tam 1,5 godziny (według mojej mapy nawet 1h 40min). A mogłem iść nawet jeszcze szybciej bo miałem spore zapasy siły. Nie wiem kto ustala te czasy, bo nawet nie biegłem, ani nie szedłem jakoś ekstremalnie szybko, po prostu miarowo maszerowałem pod górę bez ani jednej przerwy i tym sposobem wyszło mi te 28 minut.
Gdy dostałem się na górę była 6 po południu i zaczynało lekko szarzeć. Stałem tam prawie pięć minut, nie aby odpocząć ale toczyłem wewnętrzną walkę z sobą, czy iśc na sam szczyt Czantorii, czasowo bym się wyrobił i kusiło mnie tak bardzo jakby tam był jakiś magnes, i jakiś głos stamtąd wołał, choć!, pokaż, że dasz radę! Potrzebowałem na to max 30 minut, ale jednak musiałbym potem schodzić po stoku z górnej stacji kolejki po ciemku, a tam jest mocno stromo i kamieniście, a ja nie miałem żadnej latarki. Nie wiem do dziś, czy dobrze, ale rozsądek wygrał i jednak poszedłem w dół :( Było fajnie, ale pozostał jednak jakiś żal w sercu, że stchórzyłem i nie odważyłem się iść po ciemku. Ale nic, główny szczyt Czantoii musi zaczekać, może innym razem. Zresztą byłem tam nie raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz