Czytając książki o dawnych czasach, jedną z uderzających różnic między nimi a naszymi czasami jest kwestia śmierci i podejścia do nie. Kiedyś śmierć była wszechobecna, dotykalna, otaczała nas ze wszech stron, teraz jest gdzieś daleko schowana. Pomyślałem sobie, że mając trochę lat nigdy nie widziałem naocznie, jak ktoś umiera. Nie to, żebym chciał czy było mi to potrzebne, po prostu stwierdzam fakt. fakt, który przez XX wiekiem byłby chyba absolutnie niemożliwy.
Bardziej jeszcze uderzające jest wyrugowanie śmierci z jakiegokolwiek dyskursu. Ludzi mam wrażenie przestała interesować sama śmierć i to co będzie po niej. Nie to nawet, że zmienili poglądy na to co będzie po niej, bo i dawniej poglądy były różne, tylko przestali się tym interesować. Życie stało się głownie życiem TU i TERAZ, a wszystko co nie jest tu i teraz zostało wyeliminowane, zamiecione pod dywan. Żyć dniem dzisiejszym stało się modelem i wzorem. Śmierć została zamknięta w szpitalnych ośrodkach, nikt jej nie widzi na codzień, żyjemy jakby odgrodzeni od niej murem, nie chcąc znieść jej widoku, wybudowaliśmy go, aby się od niej odgrodzić. Z jednej strony daje to na pewno większy spokój z drugiej zniknęło wielkie źródło inspiracji, ileż to bowiem dzieł sztuki, ile wiersz i książek w historii zainspirowanych śmiercią i jej motywem było, mnóstwo niezliczone.
Człowiek bowiem żył gdzieś zawieszony jak pająk na pajęczynie, miedzy dziesiątkami pokoleń przeszłości o których pamiętał i bezkresnym oceanem wieczności, który po jego śmierci przed oczami miał mu się ukazać. Na tle tych dwóch bezkresów, życie wydawało się tylko chwilką, punktem na nieskończonej bezkresnej prostej, zawsze było tylko jak drobinka pyłu wobec bezkresu wszechświata. Dziś oba bezkresy zredukowano, bo i przeszłość mało kogo obchodzi i śmierć i to co po niej przestała być tematem publicznej debaty i prywatnych rozmyślań, został tylko dzień dzisiejszy i to punktem niegdyś było do wielkiego koła się rozrosło, które pochłonęło wieczność. Wąż Urorobos dogonili i zjadł własny ogon. Dziwny jest dzisiejszy świat, bardzo dziwny i zrozumieć go trudno.
Trudno powiedzieć, czy życie faktycznie ma jakiś głębszy sens, czy sprowadza się jedynie do bezrozumnego przekazania genów. Kiedyś ludzie wszystko robili sami, własnoręcznie: i warzywa sami uprawiali i wędliny sami robili, i konie sami wałaszyli, i swoich zmarłych sami chowali. Od momentu, kiedy zaczęła się specjalizacja (a była to babka – akuszerka) coraz więcej spraw przechodziło w obce ręce.
OdpowiedzUsuńKto był szczęśliwszy – ci dawni, czy ci współcześni – tego nie potrafię powiedzieć. Wydaje mi się nawet, że kiedyś światopogląd był prostszy i rzadko przychodziło do zwątpienia, choć nie odrzucam myśli, że tu mogę się całkowicie mylić i wcześniejsze prostsze życie nie musi wcale oznaczać ani prostoty umysłowej, ani zwątpienia czy też negacji obowiązujących wówczas wizji świata. Co nie znaczy jednak, że chciałbym sam kury patroszyć i bliskich do dołu cmentarnego na plecach zanosić (czy tam kremować ich w ogródku).
Domniemanie, że w zaświatach czeka nas lepsze życie, ważniejsze od tego, które tu prowadzimy może, ale nie musi, przemawiać do ludzi. Ośmieliłbym się nawet posunąć do stwierdzenia, że jest to ideologia idealna dla osób o duszy niewolnika; taka pociecha i strawa duchowa: teraz cierpię, ale tam dostąpię szczęśliwości i jeszcze liczni będą mi zazdrościć. Nie potępiam tego, ani nie wyśmiewam, skoro tylu ludziom pomaga to żyć we względnym spokoju ducha.
Pozdrawiam
Ale niekoniecznie zawsze wierzono, że po śmierci będzie lepiej, wystarczy poczytać obrazy świata pośmiertnego u Homera - jest on ponury i smutny, a bohaterowie jego poematów, chyba Achilles ale głowy bym nie dał, stwierdzają, że lepiej za parobka i niewolnika robić na ziemi, niż być królem w zaświatach. Wiec nie o to idzie, że ludzi nie wierzą w szczęśliwy świat po drugiej stronie, bo on mnie się też wydaje naiwny, idzie bardziej o to że zwykle w ogóle się nad tym nie zastanawiają.
OdpowiedzUsuńNie mam też pojęcia, czy życie ma jakiś sens, ale w momencie gdy żyjemy tylko dniem dzisiejszym, co w takim razie różni nas od zwierząt? No i skoro życie nie ma sensu, toż zaraz pojawia się pytanie, też zadawane w przeszłości wielokrotnie, a dziś mocno zamiecione pod dywan, to po co to robić? Nie lepiej od razu je zakończyć, niż się męczyć?
Czy kiedyś rzadko dochodziło do zwątpienia, to nie wiem, w okresie hellenistycznym byli filozofowie co głosili bezsens życia i pochwałę śmierci :)
Więc nawet nie szło mi o to że ludzie dziś rzadko czy często wątpią czy życie ma sens, tylko, że się nad tym praktycznie przestali zastanawiać. A to trochę dziwne.