Po raz pierwszy w zakresie nauki stanąłem, po innej stronie mocy, gdy moja doktorantka miała swe wystąpienie dotyczące otwierania przewodu doktorskiego w Krakowie. Z jednej strony jest to stresujące mniej bo w końcu nie o siebie samego idzie, więc nie jest to już "sprawa życia lub śmierci", ale z drugiej strony człowiek dziwnie czuje się w takiej roli bo musi polegać na kimś, w razie jakichś pytań czy problemów nie można samemu odpowiedzieć, zwłaszcza na nie swoim wydziale (co chciałby się zrobić :D). Nie to, aby nie wierzył w umiejętności swych doktorantów, bo występowała dobrze, po prostu zawsze byłem nauczony polegać na sobie i wierzyć, że zawsze potrafię się wykręcić w każdej sytuacji, a tu trzeba siedzieć i zwyczajnie milczeć przez cały czas, mogąc zabrać głos jedynie na końcu. Bardzo nierzeczywiste uczucie, choć wydaje mi się, że było dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz