Jeszcze na starym blogu napisałem pewien mój sen, sen dziwny, który śniłem ponad dwa lata temu dokładnie w nocy z 1 na 2 stycznia 2010. Opisałem go na moim poprzednim blogu:
http://keraunos.blog.onet.pl/2,ID397549834,index.html
Aż dziwne, że pamiętam go tak dobrze, ale był bardzo wyraźny. Sen, że byłem smokiem, leciałem nad lasem i w pewnym momencie zaatakował mnie inny smok. Wielki, większy od smoka, którym ja byłem, starliśmy się w walce, a mój smok zwyciężył tamtego smoka i poleciał dalej. I w pewnym sensie był to sen proroczy. Bo były to dziwne dwa lata, pełne stresu, nerwów, huśtawki nastrojów, nadziei i zwątpienia i dziwnych zdarzeń, zarówno w zawodowych jak i innych sprawach, ale jako że te drugie w pewnym sensie zostały na poprzednim blogu w miarę opisane, co prawda w łacińskim języku, coby niepowołani barbari ich czytać nie mogli, niemniej jednak opisane jakoś zostały. Ale przecież nie tego sen dotyczył, a spraw innych.
I było jak we śnie, stanąłem do walki ze smokiem i choć smok był potężny, choć wszyscy pewnie stawiali, że on zwycięży, to mój smok pokonał starego smoka. I wieki smok jak niepyszny w strachu i wściekłości umknął do swej nory. A mój smok zwyciężył, nie ulękł się niczego, pomimo walki i wycia starego smoka, zachował spokój i wyrwał mu jego czarne, przeżarte jadem serce. Zwyciężył, choć pewnie mało kto wierzył, że da radę. Zwyciężył, choć stanął sam przeciw wielu, zwyciężył bo w jego żyłach płynie smocza krew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz