środa, 31 lipca 2013

DCLII. El sol

Wreszcie jakieś upalne dni były. Niestety miałem czas pojeździć tylko w niedzielę, ale za to 105 km udało mi się zrobić w upale, który na moim rowerowym liczników czasem przekraczał 46 stopni. To jest prawdziwa jazda. Choć i tak mam wrażenie, że albo ten upał był jakiś marny, albo ja się tak uodporniłem na wszystko, że już go mało czuję. Bo po jeździe nawet jakiś rozgrzany ciepłem się nie czułem. Dziwne.

Jeździłem po Jurze i po Częstochowie. Rowerzystów wszędzie mało i nawet ludzi na ulicach mało, nie mam pojęcia, czemu ich tak upał przeraża. Owszem w domu w zamkniętym pomieszczeniu też mi duszno i nie lubię aż takich temperatur, ale na rowerze to jestem w stanie znieść wszytko. Szkoda jedynie, ż eupały jak przyszły tak i szybko się skończyły :( bo jeszcze bym w takim pełnym słońcu pojeździł.

DCLI. Liliowiec




poniedziałek, 29 lipca 2013

DCL. Płoń

Dawno nie było dużej burzy. Nie, abym jej z jakimś niepokojem wyczekiwał, i każdego dnia wyglądał czy ona nadejdzie z niecierpliwością jej wypatrując, ale przecież w grozie swej burza jest piękna. Piękna jest zwłaszcza w nocy, gdy przez ciemny bezmiar nieba przelatują białe połyskliwe błyskawice. Groźna i piękna, dzika i nieokiełznana, wolna i wspaniała. 

Płoń

Gdy niebo i ziemia
Splątane w płomieniach
I świat się przemienia
Na pustych kamieniach

Gdy gwiazdy migoczą
Ponieść dają się oczom
Które blask ich zoczą
Przez nieboskłon kroczą

Pioruny błyskają
Przez niebo fruwają
Wzajem się mijają
Gdy dudniąco grają

A drzewo na szczycie 
Nie jest już w błękicie
Płonie dziś o świcie
W pochmurnym zachwycie




DCXLIX. Tetmayer - Wizja pustyni

Bardzo ładny wiersz Tetmayera o pustyni. Ciekawie opisane obrazy bezkresu po horyzont i spotkania z nieskończonością, gdzie oczy wpatrzone w dal bezkresną nie mogą dojrzeć końca ni horyzontu i wszystko jest i końcem i początkiem jak wąż Urorobos splątane i nie ma kresu nie ma celu, jest tylko bezmierna dal przestrzeni, a wszystko inne co się jawi jest fatamorganą jedynie.


Wizja pustyni

Rozległe, nieskończone suchych piasków morze,
pustynia, której oko sępa nie przesięga;
gdzieś za niebieskim sklepem blada różu wstęga,
w górze słońce pożarem płomienistym gorze.

Pustka, pustkowie śmierci....Powietrze spalone
zamarło, zamarł piasek, zamarł sklep niebiosów;
z dalekich ziemi życia zmarło echo głosów...
Nawet słońce nieżywych ma blasków koronę.

I bezmiar...Gdzie wzrok posłać: w nieskończoność bieży,
męczy się, pędzi, rwie się i z pustki wydziera,
i zrozpaczony pada w bólu i umiera,
jak jeleń tu zagnany...Tu nie ma rubieży.

Czasem sępy o łuku rozciągniętym skrzydeł
kołują na błękicie lub nieporuszenie
wiszą, jakby omdlone przez słońca płomienie,
podobne do złych znaków nieba i straszydeł.

To jest jedyne życie...Ta jasna polana,
ta zieleń, palmy, sosny, te złocone wieże,
tych białych domów rzędy, te trzody, pasterze,
to życie wśród rzek srebrnych : to fatamorgana...

O duszo! To złudzenie - te świetlne widziadła
to życie, ta zieloność, te spienione rzeki....
Tu nie ma nic prócz ciszy, martwoty i spieki....
O duszo! To jest ziemia w sen śmierci zapadła....

Tam w dali otchłań morza - daleka, daleka,
nie widać go, nie słychać, li wieść o tym krąży,
że ono brzegi lądu coraz więcej drąży
i że z każdym dniem głębiej w skraj pustyni wcieka.

Kiedyś te złote gwiazdy, słońce krwawych blasków
w niezgłębionej bezdeni ciemnych wód zatoną,
a oczy będą biegły w przestrzeń nieskończoną
po martwej, pustej wodzie, grobie martwych piasków.




piątek, 26 lipca 2013

DCXLVII. Tłuszcz i inne rozważania

Zmierzyłem sobie dziś, co robię co jakiś czas procent tkanki tłuszczowej w organizmie, bo on jest ważniejszy niż sama waga, która i tak mam niską wiec zbijanie jej nie ma sensu, nawet pewien sens miałoby ważyć ze 2-3 kg więcej. Wyszło mi 14,4% tkanki tłuszczowej. Nie jest to zły wynik, dla "mojego wieku" jest właściwie idealny albo lepiej niż idealny, ale nigdy nie bawiło mnie osiąganie wskaźników dla mojego wieku bo to głupie. Zawsze biorę tabelę i porównuje się do tej grupy wiekowej, gdzie wskaźniki są najbardziej wyśrubowane i dlatego moim ideałem byłoby 11% tkanki tłuszczowej. Jak widać trochę mi do tego brakuje :D

A skoro już napisałem o tabelach i porównywaniu się do grup wiekowych, to jestem poniekąd dość dziwną osobą. Bo z jednej strony z punktu widzenia tytułów czy stanowiska w zasadzie często współpracuję z osobami starszymi od siebie i w pewien sposób porobiłem wiele rzeczy szybko, szybciej niż mój wiek by wskazywał (w porównaniu do średniej bo znam osoby, które robią to w jeszcze młodszym wieku). Czyli z jednej strony patrząc na to można powiedzieć jestem starszy niż mój wiek by wskazywał.

Ale z drugiej strony mentalnie zawsze byłem dużo młodszy niż mój wiek. Na studiach to byłem tak naprawdę dzieckiem na mentalnym poziomie dzisiejszego gimnazjum. Dopiero dziś, jestem mam wrażenie, w wielu aspektach na poziomie dwudziestokilkulatka pod względem emocjonalno-mentalnym. Co razem tworzy dziwny kontrast i zbiór sprzeczności :D Z jednej strony ktoś kto ma tytuły, jakąś tam pozycję, w sumie niezłą pracę, itp. a z drugiej duże dziecko, które nigdy nie chciało dorosnąć. Samo jedno lub drugie byłoby normalne, ale razem w połączeniu jest to mało typowe.

DXLVI. Lilie 3

Kolejna porcja zdjęć moich lilii

Pomarańczowe
Żółte




środa, 24 lipca 2013

DCXLIV. Rowerowe ściezki

Teraz to już padam totalnie, ostatnie jazdy miałem duże zakwasy w nogach i prawie sztywne mięśnie, ledwie daję radę zrobić 50km i to w tempie 19km na godzinę. Można powiedzieć zajechałem się totalnie ale jak na razie w lipcu:
-przejechane 1299 km (z tego większość na Jurze po wzniesieniach)
-zrobione 10548 metrów różnicy poziomów

Powinienem zrobić ze 2-3 dni przerwy, ale szkoda mi pogody, jakby padało czy coś w tym stylu to rozumiem, a jak świeci słońce to nawet jak mnie już całkiem nogi bolą to coś mnie ciągnie aby wsiąść na rower i jechać dalej :D


DCXLIII. Goethe - Radość

Ciekawy wiersz Goethego. Piękny opis latającego motyla.

Radość

Nad zdrojem w blasku słońca
Fruwa libella migocąca,
Ów motyl nadstrumienny,
To ciemny, to promienny,
Jak kameleon zmienny.
Czerwony i szafirowy,
Błękitny i szafirowy.
O, gdybym mógł ujrzeć z bliska
Barwy, którymi połyska.

Właśnie nadleciał- i w tej chwili
Na gałązeczce siadł u zdroju.
A tuś mi, motylu!
Teraz mam go na odległość ręki,
Widzę żałobnie ciemny błękit.
Tak ty rozszczepiasz radość twoją.


poniedziałek, 22 lipca 2013

DCXLII. Pelnia

Wierszyk napisany z okazji pełni księżyca :-D

Na niebie pełnia świeci księżyca
Zza chmur wystają srebrne lica
Przybladły w szybie odbija skronie
Jakby go mogły dotknąć twe dłonie
Gdy on tam w górze świeci wysoko
To wilkołaka czujne oko
Zwierzyny szuka w mroku burym
Klapiąc szczęka wznieca dreszcz skóry
Bo gdy księżyca tarcza na niebie
Gdzieś w lesie bestia czeka na ciebie
Która z człowieka w pełnię się zmienia
Gdy się księżyca droga odmienia


sobota, 20 lipca 2013

DCXLI. Sny

Znowu miałem dziś interesujący sen. Śniło mi się, że płatny zabójca chciał mnie zabić i robił na mnie zamachy. A to wybuchała bomba, a to próbował mnie zastrzelić, itp. Zawsze w ostatniej chwili poruszyłem się i nic mu nie wychodziło. Na przykład leżałem na podłodze z głową na ścianie, przesunąłem się a tu nagle w miejscu gdzie byłem chwilę temu ślad po kuli :D W końcu snu ostatecznie mu uszedłem, bojarze go ujęli czy coś w tym stylu, nie pamiętam dokładnie końcówki;

Co ciekawe sen nie był przerażający, był raczej zabawny, miałem w nim wrażenie, nie jakby to było na prawdę, ale jakby było czymś w rodzaju komedii.

DCXL. Percy Bysshe Shelley

Wiersz Shelleya o zmienności świata i o tym, że nigdy nie mamy spokoju. Ma swoje lata, a przecież jest tak bardzo aktualny we współczesnym świecie.

Zmienność

Śpimy, a sen chory odpoczynek nam truje;
Wstajemy - dzień cały psuje myśl uparta,
Śmiejąc się i płacząc, każdy tęskni, czuje,
Troski precz odrzuca albo tuli czarta.

I czy to jest radość, czy też żałowanie,
Droga ich odejścia wciąż drogą wolności,
Dzień wczorajszy nigdy jutrem się nie stanie,
Bo też nic nie przetrwa oprócz niestałości!




piątek, 19 lipca 2013

DCXXXIX. Kawafis Konstandinos - świece

Konstandinosa Kawafisa jeszcze tu nie było, to teraz będzie ;) Z wierszem poświęconym przemijaniu świata.

Świece

Dni przyszłości przed nami –
jak ustawione w rzędzie świece zapalone,
złote, ciepłe, pełne życia.

Za nami – dni, co przeminęły:
smutny szereg świec wygasłych;
te najbliższe jeszcze trochę dymią,
zimne świece, zniszczone, pogięte.

Nie chcę na nie patrzeć – ich widok mnie zasmuca;
i boli mnie, gdy wspomnę, jak niegdyś płonęły.
Przed siebie patrzę – na zapalone świece.

Nie chcę się odwrócić, abym nie zadrżał widząc,
jak szybko się wydłuża ciemny szereg –
i więcej, coraz więcej świec wygasłych.




DCXXXVIII. O ekshibicjonistach raz jeszcze

Zastanawiając się nad tym, co napisałem dwie notki temu o tradycji ekshibicjonizmu w XVII wiecznych Włoszech trzeba przyznać, że wtedy mieli oni większą fantazję. Dzisiejsi ekshibicjoniści pozbawieni są polotu. Po prostu zwyczajnie obnażają się w jakichś miejscach. Jakby, jak w XVII wieku rzucili sobie jakieś wyzwanie - np. obnażyć się we wszystkich miastach wojewódzkich Polski, albo obnażyć się przed studentkami wszystkich uczelni jakiegoś województwa, czy coś w tym stylu, to jakkolwiek głupia ta idea nie jest rozumiałbym w pewnym stopniu, że to jakieś wyzwanie, coś do czego można dążyć, coś z polotem i fantazją, niezwykłe. A tak pozostaje im jedynie zwyczajne, prymitywne zboczenie :D

czwartek, 18 lipca 2013

DCXXXVII. Rekordy, rekordy

Wczoraj na rowerze pobiłem swe wszelkie rekordy. Udało mi się pobić swój rekord z 2006 roku kilometrów przejechanych  w jeden dzień. Wtedy zrobiłem ich 150 a wczoraj przejechałem 160.

Co więcej wtedy w 2006 to była taka w miarę płaska trasa a teraz jechałem Jura wybierając największe okoliczne wzniesienia. 21 maja napisałem, że wtedy pobiłem ten rekord różnicy poziomów w jeden dzień robiąc 110 metrów, wczoraj przesunąłem to do granicy, która jeszcze 203 lata temu wydawałaby mi się nieprawdopodobne - przekroczyłem 1600 mterów różnicy poziomów.

Czyli moje nowe rekordy jazdy w jeden dzień to:
trasa 160 km
różnica poziomów 1609 metrów

Od 2006 nawet się do tego nie zbliżyłem, bo mój kolejny wynik to było 135 kilometrów w 2007. Za tamtych czasów jeździłem sumarycznie mniej dlatego po takich wycieczkach byłem kompletnie padnięty, zwykle zwalałem się na łóżko i kilka dni nie byłem w stanie jeździć. Natomiast teraz po kilku godzinach mija mi zmęczenie i mimo takiej jazdy wczoraj dziś zrobiłem kolejne 60 km.

Profil mojej trasy - obcięty o kilka km, bo nie włączyłem od razu opcji rysowania trasy w liczniku


DCXXXVI. Shelley Percy Bysshe - Do księżyca

Do księżyca

Czemu ta bladość na twym licu?
Czy stąd, że pniesz się po niebie, wpatrzony
W ziemię, że ciągleś sam, księżycu,
Wśród gwiazd się błąkasz - przybysz z obcej strony...
Niestałyś jak wzrok smutny, który nawet cienia
Nie znalazł, by na dłużej utkwić w nim spojrzenia.


środa, 17 lipca 2013

DCXXXV. O ekshibicjonistach

Okazuje się, że ekshibicjonizm ma długą tradycję. Zachowania tego rodzaju były popularne w XVI-XVII wiecznych Wloszech, szczególnie w rejonie Neapolu. Młodzi mężczyźni wkradali się do sali widzeń żeńskich klasztorów udajac krewnyh mniszek, podchodzili do krat, którymi były oddzielone i obnazali się oraz wymachiwali członkami:-D Niektórzy wyruszali w podróż po całej Italii aby obnazyc się w każdym zeńskim klasztorze. Czyli coś na kształt pielgrzymki :-)

wtorek, 16 lipca 2013

DCCCCIV. O przeznaczeniu

Kolejny raz okazało się, że zawsze najlepiej zdawać się na przeznaczenie, bo ono zwykle prowadzi do najlepszych efektów. Dziś pewna rzecz wyszła zupełnie inaczej niż chciałem w zakresie mojej pracy, ale po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że wyszlo bardzo dobrze, bo to moja koncepcja mogła mi narobić kłopotów, gdybym ją zrealizował. Czyli tradycyjnie :-D

DCXXXIII. Zaskoczenie

Ciekawe, że gdy zaczynam mieć wątpliwości czy coś się uda nagle różne okazje same wpadają mi do ręki, często zupełnie od niechcenia, ot tak po prostu. Co nie znaczy, abym został zwolennikiem nic nie robienia, wręcz przeciwnie. Tylko mam wrażenie, że starając się i coś robiąc zawsze wychodzi inaczej niż bym chciał, ale zwykle dobrze wychodzi. Głupio to pisać, ale ostatnio wszystko zaczyna działać jak należy. Zawsze takie coś budzi mój strach, czy nie nastąpi coś co starożytni nazywali invidia deorum. Jeśli straciłem mój wrodzony pesymizm to dziwny znak, dziwny. Ale cóż mam poradzić. W pewnym sensie świat nie jest nigdy taki jaki byśmy chcieli, ale jest fajny i im jestem starszy tym bardziej to dostrzegam. Dostrzegam piękno w każdym dniu i w każdym promieniu nieba w kolorze motylich skrzydeł i kwitnących kwiatach. I choć nigdy nie zostanę zupełnym optymistą bo na to za bardzo nie ufam ludziom i ciągle jest we mnie wiele sarkazmu i cynizmu i chęci planowania i kontroli nad wszystkim. Choć i tak przynajmniej częściowo udało mi się tego pozbyć. Mam przynajmniej taką nadzieję.

poniedziałek, 15 lipca 2013

DCXXXII. Książki

W książkach jest coś szczególnego. Książki przenikają nas do głębi(...) A żadna nie przychodzi samotnie, ale wprowadza imiona innych i jedna każe łaknąć drugiej.

DCXXXI. ...

Dziś wchodząc w statystyki mojego bloga, a jako że lubię wszystko mierzyć to i te czasem śledzę, przeżyłem spore zdziwienie. Moj blog był i jest bardzo chaotyczny, przeżył kilka zmian klimatu tekstów, często nie chce mi się na nim sprawdzać błędów (wrodzone lenistwo :-)), ogólnie to taki śmietnik, pisany głównie dla samego siebie. Dlatego nigdy nie miał zbyt wielu czytelników, poza kilkoma wyjątkami, nigdy też nie widziałem, aby ktoś na nim spędzał zbyt wiele czasu, ot kilka max kilkanaście minut. Tymczasem od zeszłego piątku, ktoś spędził tu grubo ponad 6 godzin. Jak to wyczytałem ze statystyk byłem zszokowany,nie aby mi to coś przeszkadzało, w końcu jakbym chciał, aby tego nikt nie czytal to bym nie pisal:-D, ale nie powiem, że nie byłem zdziwiony.

DCXXX. Lorca Federico Garcia - Róża

Kasyda o róży

Róża
nie pragnęła jutrzenki;
wieczna niemal na swej gałęzi
pragnęła innej rzeczy.
Róża
nie pragnęła wiedzy ni ciemności
na krawędzi ciała i marzenia
czego innego pragnęła
Róża
nie pragnęła róży.
Nieruchoma na tle nieba
czego innego pragnęła.


La rosa
no buscaba la aurora:
Casi eterna en su ramo
buscaba otra cosa.

La rosa
no buscaba ni ciencia ni sombra:
Confín de carne y sueño
buscaba otra cosa.

La rosa
no buscaba la rosa:
Inmóvil por el cielo
¡buscaba otra cosa!


niedziela, 14 lipca 2013

DCXXIX. Przygód rowerowych ciąg dalszy

Dziś wybrałem się na Świerklaniec i Chechło-Nakło. Oczywiście rowerem. Pogoda taka sobie, bo wiatr silnym ludzi mało, ale mając na sobie kurtkę dało się jechać. Pogoda gdyby było toi kwiecień lub październik to można by ja nazwać neizłą a jak na lipiec to marnawa, ale jak się nie ma co się lubi trzeba lubić to co jest :)

Dojechałem do Chechła-Nakła i tam rozwaliło mi się pedało. Przejechałem na tym rowerze już z 10000 km najmniej więc nic dziwnego, tyle, że w niedzielę nie ma otwartych sklepów i warsztatów rowerowych, aby gdzieś to zrobić, wieć musiałem wracać do domu prawie 30km z rozwalonym pedałem z którego została sama rurka. Jechać się da ale niestety dość wolno, zwłaszcza pod górkę bo nie idzie "stanąć" na pedałach. Musiałem się psychicznie przestawić na to, ze cały czas mnie ktoś wyprzedza. Paskudne uczucie :D:D W każdym razie dojechałem i teraz trzeba czekać aż warsztaty otworzą aby to zrobić.

DCXXVIII. Byron - Ciemność

Ładny wiersz, senno ciemny w lubianym przeze mnie klimacie. Mrok, sny i dziwne wizje, czyż nie jest to piękne. Czyż ciemność nie jest piękna, nonne?

Ciemność

Miałem dziwny sen, może i nie całkiem senny.
Zdało mi się, że nagle zagasnął blask dzienny,
A gwiazdy, w nieskończoność biorąc lot niezwykły,
Zbłąkawszy się, olsnąwszy, uciekły i znikły
Bez nadziei powrotu. Ziemia lodowata
Wisiała ślepa pośród zaćmionego świata.
Ranki weszły, minęły, ale dnia nie było -
I wszystkie namiętności zatłumiła trwoga.
Serce rodu ludzkiego jedną żądzą biło,
Cały ród ludzki prosił o jedno u Boga:
O światło. – Wszystko płonie: i wspaniałe gmachy
Panów koronowanych, i wieśniacze dachy.
Domy świata całego jako lampy płoną,
Miasta na kształt ogromnych stosów zapalono
I tłum ludzi dokoła pożaru się tłoczy;
Chcą jeszcze raz ostatni zajrzeć sobie w oczy.
O, jak zazdrości godni ci, co się przywlekli
Przed oblicze ognistej Etny albo Hekli!
Jak błogosławią wieczne wulkanów pożogi,
Wszyscy z jednym uczuciem nadziei i trwogi!
Rzucono ogień w puszcze; i doczesnym blaskiem
Puszcze gorą, ciemnieją i walą się z trzaskiem;
Zaryły się w popiele drzew strawione czoła
I zagasły na wieki – znowu noc dokoła.
I twarz ludzi z rozpaczy nie po ludzku błyska
Odbijając ostatnie promyki ogniska.
Jedni padli i oczy schowawszy łzy leją,
Drudzy na chudych łokciach podparłszy się śmieją.
Ten biega tu i ówdzie, suche żagwie zbiera,
Karmi niknącą iskrę i w niebo poziera –
Nieporuszone widzi czarnych chmur zasłony,
Jak kir nad nieboszczykiem światem rozciągniony –
Znowu pada i bluźni, i w piasku się ryje,
Targa włos, zgrzyta zębem, ręce gryzie, wyje.
Dzikie ptastwo strwożone, skrzydły obwisłemi
Mocując się daremnie, czołga się po ziemi
Drapieżny zwierz, co w lasach i pustyniach żyje,
Jak swojski ciągnie w miasto. Gadziny i żmije
Pełzną ludziom pod nogi i żądłami syczą,
Nie kaleczą – i głodnym stają się zdobyczą.
Wojna, nieco ustała, wybuchnęła znowu:
Głodni żelazem sobie szukali obłowu
I z zakrwawionym kąskiem na stronie usiedli,
I w milczeniu rozpaczy samotni go jedli.
Nie została miłości iskra w ludzkim łonie,
Jedna była na całej ziemi myśl – o zgonie
Niechybnym i niesławnym – ząb głodu pożerał
Wszystkich – i narodami świat cały wymierał.
Nikt nie myślał o kości i o ciał pogrzebie,
Chudy karmił się jedząc chudszego od siebie.
Psy darły swoich panów. Jeden pies zachował
Wierność panu swojemu; żywego pilnował,
Teraz się umarłego wyżywieniem trudzi:
Znosi zdechłe lub słabe bydło, ptastwo, ludzi,
Sam nie dotknął pokarmu; z żałosnymi jęki
Lizał twarz pana swego, głaskał się u ręki,
Co go już nie głaskała – i zdechł. – I nareszcie
Wszyscy ludzie wymarli. - W pewnym ludnym mieście
Zostali dwaj ostatni – dwaj nieprzyjaciele.
Zeszli się przy ołtarzu, gdzie jeszcze w popiele
Dogasało ognisko, i kościelne sprzęty
Święte czekały w stosach na ogień nieświęty.
Jak skielety chudymi rękami pospołu
Grzebiąc dostali kilka iskierek z popiołu,
I pracując piersiami słabymi, ognisko
Wydobyli na chwilę – jak na pośmiewisko.
Zwrócili oczy, gdzie się płomień żywiej pali,
Ujrzeli się, wzdrygnęli, padli i skonali:
Zgrozą widoku swego zabili się społem;
Nie poznali się z twarzy, lecz głód nad ich czołem
Wyrył: n i e p r z y j a c i e l e. Świat cały był stepem,
Z ludnego i pięknego – milczącym i ślepym,
Bez pór roku, bez roślin, bez ludzi, bez czucia,
Trup, chaos powolnego żywiołów zepsucia.
Stoją gładkie rzek jezior, oceanu tonie
I nic się nie poruszy w ich milczącym łonie.
Okręty bez żeglarzy pośród morza tkwiły
Maszty ich kawałami padały i gniły,
I tonęły na wieki w spokojnych wód bryle;
Burze usnęły, fale spoczęły w mogile,
Bo nie było księżyca, co by je podźwignął.
Wicher w stęchłym powietrzu uwiązł i zastygnął.
Znikły chmury – to dawne ciemności narzędzie
Stało się niepotrzebnym – ciemność była wszędzie.


sobota, 13 lipca 2013

DCXXVII. Lay of Nimrodel

Jeszcze taki ciekawy utwór w Celtyckim stylu.


Lay of Nimrodel

An Elven-maid there was of old,
A shining star by day:
Her mantle white was hemmed with gold,
Her shoes of silver-grey.

A star was bound upon her brows,
A light was on her hair
As sun upon the golden boughs
In Lórien the fair.

Her hair was long, her limbs were white,
And fair she was and free;
And in the wind she went as light
As leaf of linden-tree.

Beside the falls of Nimrodel,
By water clear and cool,
Her voice as falling silver fell
Into the shining pool.

Where now she wanders none can tell,
In sunlight or in shade;
For lost of yore was Nimrodel
And in the mountains strayed.

The elven-ship in haven grey
Beneath the mountain-lee
Awaited her for many a day
Beside the roaring sea.

A wind by night in Northern lands
Arose, and loud it cried,
And drove the ship from elven-strands
Across the streaming tide.

When dawn came dim the land was lost,
The mountains sinking grey
Beyond the heaving waves that tossed
Their plumes of blinding spray.

Amroth beheld the fading shore
Now low beyond the swell,
And cursed the faithless ship that bore
Him far from Nimrodel.

Of old he was an Elven-king,
A lord of tree and glen,
When golden were the boughs in spring
In fair Lothlórien.

From helm to sea they saw him leap,
As arrow from the string,
And dive into water deep,
As mew upon the wing.

The wind was in his flowing hair,
The foam about him shone;
Afar they saw him strong and fair
Go riding like a swan.

But from the West has come no word,
And on the Hither Shore
No tidings Elven-folk have heard
Of Amroth evermore.

DCXXVI. Leśne Licho - Król gór

Całkiem fajny zespół, dziś pod wpływem paskudnej pogody siedzą w domu i mając małą ochotę pracować chodzę po youtube i podczas "wędrówek" go napotkałem. Fajny klimat fantazy. Słuchałem takiej muzyki skandynawskiej, hiszpańskiej, niemeickiej a tu okazuje się, że i po polsku można znaleźć coś ciekawego tego rodzaju.


Król gór

Idą na śmierć dzielni wojowie
Przez wieczne skały okute w lód.
Znaczą swój szlak wojennym krokiem.
A na ich czele stoi król gór.

Krzywdy doznane pomścić skorzy
Za swego wodza przeleją krew.
Na wroga ruszą zwarci, gotowi
Szczęk ich mieczy rozedrze czerń.

Zbroje ich błyszczą w świetle błyskawic
Na tarczach niosą z dumą swój herb.
Wszyscy gotowi idą na bój
Wróg niczym cień, skrada się.

Stoją pod zamkiem dzielni wojowie
Choć ich niewielu a liczny jest wróg
Serca ich śmiałe, niezwyciężone.
Los ich rozstrzygnie się właśnie tu.

Ref: Choć nie ujrzeli więcej słońca
Wszyscy polegli w cieniu gór
Jego legendzie nie będzie końca
Choć umarł król niech żyje król

DCXXV. Czego uczy nas zarządzanie

Jeśli wykłada się zarządzanie wypadało by się coś samemu z niego nauczyć, i jakieś jego zasady, czy metody stosować w codziennym życiu. I o tym w tej notce będzie.

Dwoma zasadami, czy też metodami zarządzania, ale w końcu to blog zabawowy a nie o nauce, więc klasyfikacje można mieć gdzieś, które w praktyce bardzo przydają się w życiu są: zasada Pareto i benchmarking.

Zasada Pareto mówiąca, że zwykle 20% zjawiska wyrażanego ilościowo generuje 80% zjawiska wyrażanego wartościowo, czyli mówiąc po ludzku np. 20% spraw prowadzi do uzyskania 80% korzyści a pozostałe 80% spraw do uzyskania zaledwie 20% korzyści.

Co z tego wynika w praktyce? Otóż to, że zwykle na co dzień zawaleni jesteśmy dziesiątkami różnych spraw, które chciało by się zrobić dobrze, czy przyłożyć do tego. Problem w tym, że łatwo popaść tu w tak zwaną "pułapkę perfekcjonizmu". Taka osoba stara się wykonać dobrze każdą rzecz jaką ma do wykonania (bo jest obowiązkowa i sumienna), w efekcie zwykle zostaje kompletnie zawalona robotą a i tak z większość tych spraw (patrz zasada Pareto) nie ma pożytku, albo jest mały. Na szczęście nigdy perfekcjonistą w takim rozumieniu nie byłem.

Praktyczne zastosowanie zasady Pareto polega na tym, aby w ogromie spraw, czy rzeczy do zrobienia, którymi jesteśmy otoczeni wybrać te najważniejsze to znaczy takie, których zrobienie porządnie i dokładnie przyniesie największe korzyści i tak trzeba je wykonać. Natomiast pozostałe należy robić na odwal się, nie przykładać do tego i jeśli już się musi je wykonać, to trzeba robić to tak, aby zajęły nam minimum czasu i wysiłku, nawet ryzykując, że czasem będą zrobione źle i np. dostanie się za to opieprz. I co z tego? I tak są na tyle mało ważne, że faktyczna strata jest mała a w tym czasie można koncentrować się na tym co przynosi znacznie większe korzyści. Jest tylko jedna trudność - trzeba potrafić wybierać te rzeczy naprawdę ważne, ale tu już nie ma żadnej reguły i każdy musi umieć robić to na własne wyczucie. Najistotniejsze jest jednak, aby NIGDY nie przykładać się i nie angażować w rzeczy nieważne czy przynoszące mało efektu i zawsze robić to tylko aby zbyć.


Druga zasada to benchmarking, który polega na tym, żeby w każdym miejscu jakim jesteśmy znajdywać osoby, które w jakimś aspekcie są lepsze od nas. I przypadkiem nie zaczynać tradycyjnego polskiego myślenia - ktoś jest lepszy to pewnie złodziej, oszust, ma układy itp. Albo jak w kawale, gdzie sąsiad ma krowę, wiec Bóg pyta rolnika czy też chciałby taką, a on mówi, że nie, woli aby sąsiadowi zdechła ta co on ma ;)

To nie ma żadnego sensu i nie przynosi żadnych korzyści, bo co to za korzyść, że ktoś ma gorzej? Nie idzie o to, aby inni mieli gorzej, ale abym ja miał lepiej. Dlatego ważne jest, aby zawsze znajdywać osoby lepsze od siebie w różnych aspektach i zastanawiać się dlaczego są lepsze i co ja powinienem zrobić, jak udoskonalić swoje postępowanie, aby też takim być, albo stać się jeszcze lepszy niż oni. I myślę, że poza paroma idiotami, od większości ludzi z którymi miałem okazję współpracować udało mi się coś nauczyć, podpatrzeć jakieś metody postępowania. Jest to, przynajmniej moim zdaniem bardzo ważne w patrzeniu na świat, aby obserwować innych, ich zachowanie i postępowanie i starać się zrozumieć, dlaczego dane zachowania przynoszą efekty i co ja powinienem zmienić w sobie, aby też takie efekty mieć. I nie chodzi o to, że zawsze się uda bo czasem można być w jakimś zakresie po prostu mniej zdolnym, zresztą ja nigdy nie uważałem się za osobę przesadnie zdolną, więc miałem często do czynienia z wieloma osobami dużo lepszymi a zwłaszcza zdolniejszymi do siebie. Warto przy tym ten bencharking łączyć z Pareto, czyli starać się zwracać uwagę zwłaszcza na takie postępowanie, które przynosi maksimum korzyści przy minimalnym nakładzie pracy, i starać się takie zaobserwowane sposoby postępowania włączać do swojego postępowania o ile jest się w stanie.

DCXXIV. Piwo

Kilka dni temu byłem z kolegą na piwie w Katowicach na Mariackiej i tym co mnie najbardziej zaskoczyło była jego taniość. Bo tam gdzie poszliśmy ciemne piwo było po 4zł - całkiem dobre zresztą co chyba jest komplementem biorąc pod uwagę, że piwo na pewno nie zalicza się do moich ulubionych napojów, choć i tak zawsze wolałem ciemne od jasnego. W każdym razie ceny całkiem niskie i to nie tylko piwa, chyba nie pamiętam aby od lat piwo poniżej 5zł gdzieś widział (w lokalu bo nie mówię o sklepach).

DCXXIII. Jan Nepomucen

Figura Jana Nepomucena koło czeladzkiego kościoła - widok zimowy.


piątek, 12 lipca 2013

DCXXII. Dziewczynka w śniegu

Zdjęcia z przed kilku miesięcy, o czym świadczy śnieg :D Grób dziewczynki z czeladzkiego cmentarza.

 





DCXXI. Sny - Chiński

Nie mam pojęcia czemu, ale moje sny na przestrzeni ostatnich dni kontynuują tematykę dziwnych języków, których nie znam. Śniło mi się dzisiaj, że ktoś dzwoni, podnoszę słuchawkę telefonu, a tam jakaś osoba mówi do mnie po chińsku, a ja nic nie rozumiem :D:D (chyba dziwniejsze byłoby gdybym rozumiał).

niedziela, 7 lipca 2013

DCXVIII. Jechać do upadłego

W tym tygodniu padł mój kolejny rekord - ilości kilometrów przejechanych w ciągu tygodnia. Udało mi się zrobić jeżdżąc od wtorku codziennie ponad 450 km a od zeszłej niedzieli w 8 dni ponad 550. Co prawda znów zaczynam mieć lekkie przetrenowanie i prędkość średnia mi trochę siadła, ale jak już wyjadę i przejade z 20km to potem dalej leci.

Zauważam ostatnio jakiś spadek ludzi na Jurze. W wielu turystycznych miejscach parkingi pomomo weekendu były pustawe a w okolicznych knajpkach ludzi niewielu. Rowerzystów też mało. Pewnie dopiero na Jurajskie Lato Filmowe pojawi się więcej osób.

sobota, 6 lipca 2013

DCXVII. Sny

Dziś miałem dziwaczny sen ponieważ śniło mi się, że rozmawiam po francusku. Może nie byłoby w tym nic ekstremalnego, gdyby nie fakt, iż w realnym świecie nie znam zupełnie francuskiego, a w śnie mówiłem po francusku płynnie, całymi zdaniami. Niesamowite :-D:-D

piątek, 5 lipca 2013

DCXVI. O tym, że gadanie przeszkadza mi w funkcjonowaniu

Mam taką typowo męską (a przynajmniej książki uważają ją za męską) cechę, że aby coś robić muszę się skupić tylko na tej jednej czynności i wszystko wkoło mnie łatwo rozprasza. Na przykład nic nie mogę robić jak ktoś stoi nade mną i gada. Często ludzie przeszkadzają mi w sprawnym funkcjonowaniu, bo są za wolni :D:D, ale już najgorsze jest, jak ktoś stoi nade mną i gada, wtedy nie jestem w stanie nic zrobić i wszystko mi się miesza, a jedyną moją myślą jest, aby taka osoba się zamknęła.

Ot przykład.
We wtorek jadąc na Jurze rowerem złapałem gumę. Był to pierwszy raz gdzie złapałem gumę na nowym rowerze, a że ma on tarczowe hamulce, wiec założenie koła z powrotem nie jest takie proste - a przynajmniej trudniejsze niż w V-breakach, zwłaszcza jak robi się to pierwszy raz w życiu. Stoję sobie, zmieniam dętkę, a tu nagle jakiś miejscowy podchodzi i pyta w czym mi pomóc. Nawet sympatyczny facet coś mi tam potrzymał itp. Problem jeden - chłop się nie zamykał, cały czas mówił. A ja w takich warunkach nie mogę pracować nijak :D
Mówiłem mu, że już nie potrzebuję pomocy, że dam radę. Ale ten nic - gadał i gadał. Miałem ochotę powiedzieć mu aby spieprzał, albo walnąć go jakimś kamieniem :d ale w sumie facet pomocny i pewnie chciał dobrze. Tyle że zakładałem koło pół godziny i tak nie założyłem dobrze. Wiec powiedziałem chłopu, że nie dam rady tego założyć  i tak sobie poradzę i poszedłem z rowerem mającym zablokowane tylne koło, a raczej go poniosłem go bo prowadzić się nie dało.

Poniosłem go ale ... tylko do najbliższego zakrętu, aby mnie ten gadacz nie widział. Tam na nowo wszystko rozłożyłem i bez gadania nad głową w kilka minut złożyłem koło właściwie. Jak ludzie są w stanie pracować, gdy ktoś cały czas nad nimi mówi?

wtorek, 2 lipca 2013

DCXV. Wiatr

Wiatr

Wiatr lekko gładzi mą twarz podmuchem
Dotyka policzków swym lekkim puchem
Z wiatrem na łące splatam swe dłonie
Gdy z południa  ciepły on  wionie

I lecą w niebo  kwiatów dmuchawce
Płyną jak białe morzem żaglowce
Jak pegaz w niebo ziarno ulata
Zerwane z mlecza żółtego kwiata

Palcem dotykam ich spadochronów
Lekko muskają skórę na palcu
Wysoko tam gdzie wieże donżonów
Wirują wiatrem w porannym tańcu

Lekko jak konie stepem biegnące
Gdy galop pędzi je gdzieś po łące
Nigdy spokojnie nie są stojące
Grzywa splątana potem pachnące

Oczy przymknięte, wiatr dalej dmucha
Pieśń swą podmuchem wpuszcza do ucha
Gdy je dotyka swą dłonią lotną
Która jednak bywa przewrotną

Gdy zamiast lekki wichurę zrywa
 Wtedy on drzewa z ziemi wyrywa
Wtedy szalony pędzi jak burza
Nie ocaleje w nim wątła róża




DCXIV. ...

Chyba najbardziej męczy mnie w większości rzeczy które robię, że jak tylko coś osobiście nie przypilnuję to zazwyczaj nie jest zrobione i tak jest na każdym poziomie. A najbardziej męczy wszechobecna biurokracja która rośnie i rośnie jak hydra.
Jak w 2009 prowadziłem swój pierwszy ogólnopolski projekt, to na każdą rzecz trzeba było kilka! razy mniej dokumentów biurokratycznych niż teraz a minęło zaledwie cztery lata! Jak tak dalej pójdzie to będę tylko wypełniał jakieś durackie papiery a aby wejść do kibla trzeba będzie mieć zaświadczenie podpisane przez ONZ.

poniedziałek, 1 lipca 2013

DCXIII. Rowerowe doświadczenia

Od tygodnia zacząłem jeździć na rowerze ze słuchawkami łączącymi się przez Bluetooth i był to dobry pomysł. W porównaniu do tradycyjnych słuchawek dousznych widzę kilka zalet:
-brak kabla (to akurat oczywistość ;))
-lepiej trzymają się głowy - słuchawki douszne często mi z jednego ucha wypadają w czasie jazdy,
-dzięki przyciskom w słuchawce znacznie łatwiej zmieniać głośność i piosenkę w czasie jazdy bez wyciągania odbiornika - bardzo duża zaleta  bo przy przyzwyczajeniu się który przycisk jest od czego bez problemu można wszystko zmieniać ręką bez zatrzymywania się co jest ciężkie w przypadku tradycyjnych słuchawek kablowych.

Wadę dostrzegam (a raczej przypuszczam bo jak będzie to się okaże) jedną - słuchawki nauszne są "cieplejsze" co może powodować problemy w czasie jazdy podczas upałów.

Link within

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...